Historia o tyleż upojna, co krótka: z bloku do ogródka!

piątek, 29 sierpnia 2014

Wsi spokojna, wsi wesoła


Kiedy niosę w siatce z marketu białą, dwuprocentową lurę w kartonie, przypominam sobie czasem ciepłe, spienione mleko, prosto od krowy, które w dzieciństwie zdarzyło mi się pić podczas pobytu na wsi. A potem to już leci kalejdoskop: leżakowanie wśród wysokich traw i obserwowanie owadów zapylających polne kwiatki, strumyk o błotnistych brzegach, w których zapadały się racice krów, popędzanych tam na pojenie. Ostre brzegi trzcin nad stawami rybnymi. Zapach opadłych, fermentujących jabłek w zdziczałych sadach, roje much, podrywające się, gdy się wśród tych jabłczanych zgliszczy przechodziło. Stada kur, snujące się po podwórkach i dziobiące całymi dniami. Krowie placki. Piaszczyste drogi ze śladami po bieżnikach traktorów. Zboże, złote, wąsate, falujące na wietrze. I rżysko, ten jedyny w swoim rodzaju masochistycznie przyjemny masaż stóp, gdy się na bosaka chodziło po rżysku. I chłód stodoły, pełnej tajemniczych przyrządów do młócenia, stodoły z betonowym klepiskiem, schronienia na upalne sierpniowe dni, powoli zapełniającego się odurzającym zapachem siana.
Takie tam.
Teraz już nie ma takiej wsi, tej wsi z moich wspomnień z dzieciństwa. Na miejscu łąk powstały doraźne wysypiska śmieci i góry gruzu, strumyki wyschły albo zarosły rzęsą. Wykarczowano sady i pościnano drzewa. Trudno dostrzec w ogóle jakąś krowę. Bocianie gniazda stoją opustoszałe. Wdzięczne, drewniany domy zamalowano farbą olejną i ftalową albo pokryto sajdingiem. Nikt już nie hoduje kur, od tego są przecież fermy.
Wszystko zdziczało, zarosło, porzucono starania albo co gorsza podmurowano, ogrodzono i wyasfaltowano.
Nie mam odwagi się z tym konfrontować, z tym ostatecznym dowodem, że nie ma powrotu, do tego co było.














Żałuję tylko, że nie pamiętam zapachów. Całego tego bogactwa zapachów, przyjemnego i odrażającego, pół na pół. Czasem tylko, gdy na osiedlu skoszą trawę, wydaje mi się, że część mnie, gdy się zaciągnę, dryfuje na moment gdzieś w przeszłość.
Ale potem przypominają mi się outdorowe sraczyki i sentymentalizm mi nieco przechodzi ;)

środa, 20 sierpnia 2014

"Co wiedzą rośliny" - szokujące odkrycia naukowców ("What a plant knows")

Fascynująca lektura, oby tylko nie przyczyniła się do tego, że wegetarianie przestaną jeść cokolwiek ;)

"As I was planting my seasonal crop of tomatoes last month, a good friend (and my personal gardening guru) informed me that they liked their leaves rubbed, “like petting a pet’s ears,” which I received with equal parts astonishment, amusement, and mild concern for my friend. But, as Tel Aviv University biologist Daniel Chamovitz reveals in What a Plant Knows: A Field Guide to the Senses (public library), that might not be such a crazy idea after all. Plants, it turns out, possess a sensory vocabulary far wider than our perception of them as static, near-inanimate objects might suggest: They can smell their own fruits’ ripeness, distinguish between different touches, tell up from down, and retain information about past events; they “see” when you’re approaching them and even “know” whether you’re wearing a red or blue shirt; like us, they have unique genes that detect light and darkness to wind up their internal clock."

via Brainpickings [klik]

"Kiedy w zeszłym miesiącu sadziłem pomidory, mój dobry przyjaciel ( i osobisty guru ogrodniczy) poinformował mnie, że lubią one mieć pocierane liście, "no wiesz, tak jak się pieści uszy milusińskich". Przyjąłem tę informację zarówno ze zdumieniem jak i czułym zaniepokojeniem o mojego przyjaciela." Itd.
Jednak jak ujawnia biolog z Uniwersytetu w Tel Avivie Daniel Chamovitz w pracy Co wiedzą rośliny: Polowy przewodnik po zmysłach, nie jest to do końca takiż znowu szalony pomysł. Okazuje się, że rośliny posiadają sensualny słownik i to o wiele bogatszy niż mogłoby się wydawać nam, którzy uważamy je za nudne, nieruchawe obiekty. Rośliny czują zapach swoich owoców, rozróżniają różne rodzaje dotyku i magazynują informacje z wydarzeń, które już miały miejsce, 'widzą' gdy się do nich zbliżamy i 'potrafią' rozróżnić czy mamy na sobie czerwoną czy niebieską koszulę. Mają też unikalne geny odpowiedzialne za wykrywanie światła i ciemności, co oczywiście pozwala im nakręcać swój biologiczny, wewnętrzny zegar."
(Tyle tytułem mojego tłumaczenia - prawdopodobnie izraelski kaktus zrobiłby to lepiej ;)

Przejrzałam spis rozdziałów: co rośliny widzą, słyszą, czują, w jaki sposób roślina wie, gdzie się znajduje, co roślina pamięta.
Jest dużo gorzej niż myślałam.
Już nigdy nie będę sikać w krzakach! Nie z obawy że mi w tyłek wejdą kleszcze (to zawsze) ale że okoliczne paprocie dostaną traumy (skoro rozróżniają i pamiętają...). A jeśli kleszcze z paprociami mają jakiś tajny pakt i będą się aż do zgnicia naśmiewać z tej spasionej pełni, która na chwilę przysłoniła im świat? Aaaa. Dziękuję bardzo.


A tu wywiad w temacie z naukowcem
Do Plants think? Scientist Daniel Chamovitz unveils the surprising world of plants that see, feel, smell—and remember.... [klik]

środa, 13 sierpnia 2014

Bratki, brachu!

Bolesław Leśmian
Odjazd

Gdym odjeżdżał na zawsze znajomym gościńcem,
Patrzyły na mnie bratków wielkie, złote oczy,
Podkute szafirowym dookoła sińcem.

Był klomb i rój motyli, i błękit przezroczy,
I rdzawienie się w słońcu dojrzałej rezedy.
A gdy byłem już w drodze, sam nie wiedząc kiedy
I czemu - przypomniałem te oczy, przyziemnie
Śledzące mą zadumę i wpatrzone we mnie
Tym wszystkim, czym się można wpatrzeć
                                              w świat i dalej.
Co widziały te oczy, nim w tysiącu alej
Zginąłem, jedną chatę rzucając za sobą?
I czemu, z szafirową zawczasu żałobą
Patrzyły w ten mój odjazd poprzez zieleń rdzawą
Rezedy, co pachniała, przytłumiona trawą?
I dlaczego te oczy były coraz łzawsze?
Czy nie wolno nic nigdy porzucać na zawsze
I zostawiać samopas kędyś - na uboczu?
Czy nie wolno odjeżdżać znajomym gościńcem
I oddalać się zbytnio od tych złotych oczu,
Podkutych dookoła szafirowym sińcem?

Pawlikowska-Jasnorzewska Maria
Wściekłe bratki

Jeden z bratków, gorący i amarantowy,
patrzy mi prosto w oczy groźnie jak samuraj.

Cała grządka spogląda ciężkim wzrokiem sowy,
fiołkowa, granatowa, czerwona, ponura.

Ten niebieski już więdnie. Tamten żółty tetryk,
złośliwie i ze wstrętem marszczy nos wklęśnięty,
a jakiś bratek-siostra, w rzęsach na dwa metry,
łzę rosy liściem ściera z policzków wygiętych.

Największy brat, jak pasza w turbanie z fioletów,
z goryczą w dół opuścił pociemniałe wargi
wśród liści, obróconych ku górze sztyletów,
skąd dymna wilgoć róży paruje jak nargil.

Bez strachu groźną grządkę przebiegł szary pająk,
więc gniewają się, warczą kwiaty w złym humorze -
- O coś chciały zapytać. Oburzone wstają,
a wiatr im aksamitne nakłada obroże.

I znów patrzą w zmartwieniu pustem i jednakiem,
począwszy od tetryka, skończywszy na paszy -
Bratki! Wyszłyście z ziemi skrzywione niesmakiem.
Coś wam się nie podoba. Czy tam może straszy? 



A tutaj [klik] o właściwościach zdrowotnych bratka.
 

czwartek, 7 sierpnia 2014

Nad Wisłą

Wieczorem nad Wisłą barki i parki. Kwiat wpięty w skroń i rzeczna toń.


"Sierp księżyca przegląda błyszczący
Przez nadbrzeżne sitowia i trzciny,
Łódka płynie po fali milczącej -
Na niej chłopiec patrzy w twarz dziewczyny,
A ta główkę rozmarzoną skłania,
Czyniąc jemu dziwne zapytania"
(Adam Asnyk)

Cóż, miejmy nadzieję że nie o antykoncepcję ;)




Dansingów niestety brak. Są za to leżaki skierowane w stronę rzecznej bryzy i świetlistej korony stadionu. Albo świetlistego trójkąta Mostu Świętokrzyskiego. Muza płynąca z głośników.
W tle knajpa Kolor Niebieski.




Po drugiej stronie Wisły, innym razem, przyglądamy się dzikiemu nabrzeżu i zaległym na kocykach roznegliżowanym jednostkom ludzkim wielkości mrówek. Z perspektywy barierek Mostu Poniatowskiego samo narzuca się hasło: Prosimy nie karmić zwierząt! (bo zostanie tona opakowań).



Plaże nadwiślańskie cenne są, pamiętajmy:
"Według magazynu "National Geographic" warszawskie plaże są jednymi z najpiękniejszych na świecie. W podsumowaniu stworzonym przez pismo znalazły się w finałowej szóstce obok Kapsztadu, Paryża czy Sydney." [klik]