Nowe inicjatywy ogródkowe (takie jak założenie warzywnika) powodują nowe odkrycia. Ja np dowiedziałam się, że oprócz tego, że nie mam ręki ani do kwiatów ani do drzew to teraz jeszcze wiem, że do warzyw też nie.
No nie ogarniam!
Weźmy taką SAŁATĘ. Wsadziłam, podlewałam (odejmując sobie wody od prysznica). Zapowiadało się pysznie. Wyjechałam na krótko a po powrocie, ta- dam:
Z każdej jednej wyrosło coś innego. Człowiek by się spodziewał, że sałata będzie mała i puchata (1), a nie wysoka na metr ze zwieńczającymi ją mini-kulkami (2) ani też rozkrzewiona jak badyl i zakończona żółtymi kwiatkami (3):
Wiem, że istnieją rośliny dwupłciowe, ale to wygląda mi na trójpłciowe trio cyrkowe, meh.
Nie wiem czy to jeść czy zerwać w celu okładania się tym w saunie czy zrobić sobie wianek.
Tymczasem obok rosną mini POMIDORKI. Raczej nie ma opcji, żebym w tym sezonie zjadła jakiegoś pomidorka, ponieważ po dojrzeniu za bardzo przypominają owoce z pobliskiej wiśni i szpaki rozprawiają się z nimi podobnie.
Czasem jednak znajduję pod krzakiem coś, co można by uznać za zapłatę w formie finansowego odszkodowania...
Chyba, że warzywnik powstał w miejscu, gdzie dziadek zakopał kiedyś wielki PRL-owski skarb, bo niestety nie są to monety z wizerunkiem Piasta Kołodzieja ;)
Dobrze radzą sobie PIETRUSZKI, RUKOLA i DYNIA, choć tej ostatniej musiałam poobrywać trochę jakby zagrzybionych liści. Za to reszta dyni rozrosła się i idzie po trawniku w stronę domu.
Nowe, słoneczne miejsca, które przeznaczyłam pod
MALINY, rosnące dotychczas wszędzie gdzie chciały, chyba średnio im odpowiadają. Nie wygląda to imponująco. Wygląda raczej jakby zbytnio zaszalała z obornikiem, bo liście są podejrzanie żółtawe. Na szczęście będzie trochę malin w starej lokalizacji
[klik]
Tymczasem ostatnio zajmujący mnie problem to
Czemu wszędzie powyrastały ZIEMNIAKI?
Zadzwoniłam do rodziny w celach konsultacji.
- Dlaczego wszędzie rosną ziemniaki? - zapytałam. - Nie sadziłam ziemniaków, nigdy nie chciałam mieć kartofliska!
Zdania w rodzinie są następujące:
Być może lunatykuję i w nocy zamieniam się w delirycznego Borynę w koszuli nocnej.
Może jakiś bezdomny zobaczył, że marnuje się kawał dobrej ziemi, zakradł się w nocy i nasadził (normalnie haha)
Albo może kilka skórek z oczkami upadło gdy zanosiłam resztki organiczne na kompostownik. Z tych obierków powstało nowe, ziemniaczane życie. I to chyba najbardziej prawdopodobne.
Właśnie tak wyglądają rozmowy o uprawie wśród ludzi wychowanych w bloku.