Historia o tyleż upojna, co krótka: z bloku do ogródka!

środa, 23 marca 2016

Wiosenna smętniawa, malwa z piekła rodem oraz kwestia WTEM

Smętniawa to nowa, około siedmiomiesięczna pora roku, obejmująca okres od października do kwietnia. Charakteryzuje się ogólnym uwiądem i zmarnieniem wszystkiego (na czele ze wspaniałym samopoczuciem homo sapiens) oraz niespodziewanie występującym zjawiskiem WTEM, kiedy to krótkotrwale następuje nagły napad śniegu (jak np [tu]). 
Tyle kwestii naukowych w teorii, przejdźmy do materiału dowodowego w postaci słit-foci:

Na początek malwa wyglądająca, musicie przyznać, jak z piekła rodem, jak pacyny Belzebuby ;). Dobrze, że u podstawy coś się szykuje. Małe Malwinki, wzrusz.


























Wyschnięte poletko rukoli. Bardzo lubię robić zdjęcia sczezniętej rukoli, gdyż to takie artystyczne i dynamicznie uszargane niewiadomo-co.


 Aż tu nagle WTEM:
Piękne sukulenty, którym nie obrywam nigdy przenigdy pióropuszy przekwitłego kwiecia, gdyż wygląda bardzo malowniczo. Ocieplam tylko u podstaw, coby nie przemarzły.


No i proszę, co się okazuje po odkryciu gałązek  pewnego pięknego, słonecznego dnia: są anemiczne pączki w kojcu.


Aż tu nagle WTEM! Każda sukulenta nosi beret.


Wszędzie zalegają sterty wilgotnych liści z orzecha, pod wierzchnią, rdzawoburą warstwą, pokrytych bielą, która nie jest śniegiem, tylko paskudnym rodzajem pleśni. (Dlatego porządni ogrodnicy zawsze je uprzątają i palą na jesieni, a nie na wiosnę).
Tymczasem zeszłoroczna cynia złamała włochatą nogę.

Choinkowe gałązki już ledwo dyszą, wywalając lodowe ozory. Co za przepracowanie: bawić w grudniu pod bombką, a potem ocieplać do kwietnia!

Zawsze interesuje mnie kwestia przeżycia do następnego sezonu takich gatunków jak hortensja (poniżej) i lawenda (poniżej poniżej). 
Niestety w tym roku koty dochodzące (albo kuna) albo Bóg-wi-co szuka w ziemi pędów i pędraków i ciągle ociepliny grządkowe rozrzuca. I kopie doły. Nie wróży to za dobrze rozebranym gatunkom.


Kurdybanek zaczyna nieśmiało tworzyć dywany.

W tym roku ma konkurencję w postaci jaskrawozielonego glistnika, który rozpanoszył się wszędzie.

Maliny wyglądają ultra-suchotniczo i melancholijnie rozcapierzają uschnięte ramiona.


Tymczasem licznie obrodziła śnieżyczka przebiśnieg, gatunek który występuje wszędzie, na każdym trawniku i w każdym ogródku.

 Tak tak, po zimie jak zawsze odmrożone paluszki, odmrożone nawet linie papilarne, eh.

 Ten włochaty liść to zapowiedź słonecznej wspaniałości złotokwiatu.

Przypadkowe martwe natury w skali mikro.
























Poniżej "Bitwa pod Grunwaldem" wersja eko. To jak, wyobraźnia pracuje, widzicie TO?

A tu pozostałość choinkowa, która (w wodzie stawszy) pewnego razu (nagle WTEM!) zamarzła i rozsadziła całkiem porządne wiaderko. Czy wspominałam, że mam całe tryliardy rozsadzonych wiaderek? Jeśli jakieś wiaderko się nie rozsadzi w zimie, z powodu, że do niego coś skapło a następnie zadziałały prawa fizyki, to po prostu zaczynam być przygnębiona... ;)


Jeśli niewystarczająco oddałam ducha wiosennej smętniawy to polecam zajrzeć jeszcze tutaj [klik].

niedziela, 20 marca 2016

Ćwirek vs Elemelek czyli Dzień wróbla. Oraz inne ptaki i kwestia budek lęgowych.

20 marca obchodzimy Międzynarodowy Dzień Wróbla! Radzę go obejść porządnie, bo wróbel stał się ornitologiczną mniejszością, a mniejszości jak wiadomo należy hołubić!

Zadanie: policz wróble na obrazku!

"Polskę zamieszkuje od 5 do 7 mln par wróbli. W miastach jest bardzo popularnym ptasim sąsiadem człowieka, ale jego populacja miejska wyraźnie maleje. Naukowcy ciągle szukają pełnego wyjaśnienia tego zjawiska."

Dodam tylko, że może i 5 do 7 milionów, z czego wyraźnie zero milionów u mnie na dzielnicy i w okolicy.

" Populacja wróbli w Warszawie od lat 70./80. XX w. do pierwszej dekady XXI wieku spadła o 47 - 48%, w Hamburgu o 75%, w Londynie o 60%.
Największy wpływ na spadek liczebności wróbla w miastach  może mieć mniejsza dostępność miejsc lęgowych. Wróble chętnie zakładają gniazda w szczelinach budynków, za rynnami, na poddaszach i stropodachach. W wyniku remontów i prac ociepleniowych takich miejsc jest coraz mniej. Z tego też względu w dzielnicach, gdzie dominuje starsze budownictwo wróbla spotkać możemy częściej.  
Niekorzystny dla wróbla jest także spadek dostępności pokarmu. Coraz mniej jest naturalnych trawników, gdzie rosłyby chwasty (np. komosa, włośnica, rdest), których nasionami żywią się wróble. Mniej jest także krzewów, które stanowią nie tylko miejsce schronienia – ale także miejsce zdobywania stawonogów, którymi karmią swoje młode. Znane są także prace naukowe, które wykazują związek pomiędzy małą liczbą wróbli a wysokim poziomem promieniowania radiomagnetycznego i hałasem miejskim.

Często mylimy wróbla z jego krewnym – mazurkiem. Wróbla rozpoznamy po szarej czapeczce i czarnym śliniaku, a mazurka najłatwiej rozpoznać po czarnej plamce na policzku."
Czarna plamka na policzku? Szara czapka i czarny śliniak (szalikowy)? No to jestem wróblomazurem, świetnie.

Zatem oczywiście nie dysponuję rozległą kolekcją fotografii wróbla oraz/lub jego krewnego mazurka. Raz (słownie: raz) w ostatnich latach zdarzyło mi się zobaczyć chmarę (watahę? stadko? grupę? wycieczkę?) wróbli skaczących na moim dziko zarosłym trawniku (gif powyżej. I tak, wiem że to prawdopodobnie na pewno mazurki, ale tak mnie przygnębia fakt braku możliwości obserwacji wróbli, zaistniały od lat, że udajemy żeby mi nie było przykro).
Natomiast dom jest w tak odrapanym stanie, że znalazłoby się miejsce lęgowe, na bank. O wait, kuna i koty. Oraz hałas uliczny oraz promieniowanie z mojego laptopca. No to może jednak nie. Ale w odwiedziny zawsze zapraszamy. Zwłaszcza w okolicach świąt, gdy będę pożywiać się mazurkiem i mogę też sypnąć nieco okruszków. (Jakoś gołębiom (oraz mnie!) nie przeszkadzają te skandaliczne warunki!)

Zastanawiam się dla kogo są te osiedlowe budki lęgowe (5 metrów od autostrady, meh). Spójrzmy na piękne okienko wykuszowe po lewej - nie ma jak przysiąść do góry nogami, eh. Oraz wspaniałą drogę dojazdową po prawej.
Tymczasem jakby co to u siebie mam nawet jednego orzechowca z kanalizacją.
Zatem. Z tęsknoty z wróblem zaprezentujemy poniżej rozpaczliwie ubogą kolekcję ptaków które się u mnie pojawiają.

Zaczniemy od kawki. Para kawek wybiera umeblowanie do nowego lokum.



Szpaki. Trudne w obserwacji i podejściu, płochliwe. Zajadle, niczym kosiarka, przeczesujące połacie trawnika.




Sikorki i modraszki przyciągnąć nietrudno, są bardzo łase na słonecznika.


Wrona (haniebnie przyłapana na kłopotach żołądkowych). Zawsze mnie przerażał (najwyraźniej spasły na miejskich resztkach) rozmiar tych ptaków. Zwłaszcza w porównaniu z moim rozmiarem. Hiczkokowska konfrontacja byłaby dla mnie niewesoła.

Sroka. Gatunek występujący w okolicach niezwykle mnogo jeszcze 5 lat temu, teraz nastąpił spadek (albo przenosiny) populacji z podmianką na liczne przedstawicielstwa wron, gawronów, kawek i mew.




Przedstawiciel gatunku, którego jeszcze nie namierzyłam gdyż mój stary egzemplarz 'Ptaków Polski" ma wyblakłe, źle wydrukowane strony (co za sabotaż!). Liczę, że ktoś coś wie. I powie. Obstawiałabym drozda lub kwiczoła.


Oraz tajemniczy, mały ptaszek z ostrym dziobem, też do identyfikacji, który mnie nawiedzał w zeszłym roku.
Słowik?



Gdyby ktoś miał aspiracje międzynarodowe w nazewnictwie, to wrzucam linka do wykazu ptaszków po francusku [klik]. Niewątpliwie kiedyś mam zamiar zrobić takie zestawienie ornitologiczne we wszystkich językach jakie znam, nauczyć się go, po czym zanudzać międzynarodowych znajomych, którzy zapytają z kim się spotykam.

Inne święta w wykazie świąt ogrodniczych na blogu Bez ogródek [klik]