Historia o tyleż upojna, co krótka: z bloku do ogródka!

poniedziałek, 8 maja 2017

Co widziałam w kwietniu (opóźniona fotorelacja z przebiegu)

Powyżej: rozchodnik podgrzewany w sianie na kamiennym talerzu, zimowy trend gastroogrodniczy, już nieaktualny.

Przede wszystkim widziałam niewiele przez nieustającą ścianę deszczu. Kwiecień tegoroczny można by zrecenzować przy pomocy nieskończoności powtórzeń 'kap kap kap', etc. Cała ta bujność, która pojawiła się na skutek zaistniałej wilgoci zdaje mi się nieco przereklamowana, zważywszy jak trudno podziwiać cuda natury gdy łamie cię w kościach i siurka ci z dachu do pokoju. (Najwyraźniej szanowny maj ma ten sam plan pogodowy).
No to popatrzmy.

Na początku miesiąca tradycją jest pokaz pudrowego różu z domieszką łososia w wykonaniu moreli.


To była tylko zapowiedź bogatej palety akwarelek z końca miesiąca, za naciskiem na greeny.


Pojawiły się pierwsze kolczurki klapowate (więcej o kolczurce tu - klik)


Drzewa owocowe zaczęły powoli zrzucać zimowe okrycie z wapna.

Karnie, w rządku ustawiły się szeregi śnieżyczek przebiśniegów (przebiśnieżanek?). Co roku, systematycznie, wyłapuję maruderów i recydywistów sterczących samopas na środku trawniczka i grupuję, do kupy, do kupy, w kupie raźniej.



Oraz inne zielska, jak fiołki (klik), glistniki (klik), kurdybanki (klik), oczywiście mniszki (przepis na miód - klik)
i wrotycze, o których jeszcze napiszę.
Mały wrotycz - przedszkolak:


Bluszcz się piął, jak to bluszcz. O zaletach tego zielonego sajdingu też będzie wkrótce.


Znowu zapomniałam wyciąć maliny przy ziemi zanim cokolwiek przedsięwzięły, a potem to już nie miałam serca. Czyli standard (klik).



Pierwsze konwalie i hortensje.



AŻ TU NAGLE WTEM.

Pod koniec kwietnia ktoś wymienił nam w ślipiach standardowo zużytą taśmę Kodaka na fluorescencyjnie cyfrową oczojebkę.



W tym sezonie uczyłam się dużo nowych rzeczy, dlatego stare musiały zrobić im miejsce i zostały skasowane (w folderach pamięci coraz mniej miejsca, gdyż zalega tam głównie, jak przypuszczam, cholesterol). Dlatego nie wiem nawet czy to flopsy czy mopsy.



To jest ta sama grządka gdzie w zeszłym lipcu pyszniły się irysy (klik)

Cienie kotów wylegiwały się na drzewach...

Trochę mnie od takich motywów bolą zęby, skoro jednak byłam na spacerze z zachwyconym kotkiem dzieckiem to nic nie powiedziałam, tylko pstryknęłam. Swoją drogą dziecko współczesne posiada zazwyczaj aj-cosia tak zaawansowanego technologicznie, iż nie tylko robi zdjęcia, ale te zdjęcia wyglądają NIEZIEMSKO ŁADNIE. Spacerowa fotka zrobiona z biodra aj-cosiem wygląda lepiej, o wiele lepiej, niż starym, obłupionym canonem (nawet jeśli biodro kształtniejsze). Na przykład ten marny kotek wyglądał jak tygrys w post-punkowej dżungli. Nawet zrobiłyśmy próbę porównawczą i sfotografowałyśmy psią kupę. U mnie wyglądała ohydnie natomiast na aj-cosiu wygląda tak, że człowiek chciałby ją zjeść z posypką. Smuteczek. I zwichnięte biodro.

Przypisy naukowe:
* spacerowe fotki z biodra to sytuacja w stylu "ale ładny krzaczek, cyk, idziemy dalej, bo muszę kupić fajki"
* aj-coś - płaska landara z dostępem do internetów, multimediów, banków, etc


Rzeczy które mnie martwią: stan trawnika, czy wzejdą rzodkiewki i kto jest Cienistym Antyogrodnikiem.

Bo w nocy tajemniczy Cienisty Antyogrodnik zawsze wykopuje to, co zakopię w dzień, rozkopując doły wszerz i wzdłuż posesyi.

Jak patrzę na swój trawnik, który ewidentnie, jak wszystko tu, wymaga RENOWACJI...
to nastrój u mnie przedstawia się jak na (nieinscenizowanej lecz spontanicznie zaistniałej) scenie z kablem od piły i jakimś wiórem. Ta-dam:


A teraz kwiz.

- Babciu, dlaczego masz takie wielkie oczy?
A. Popiłam Bodymax kawą
B. Sprawdziłam swój fundusz emerytalny i reakcja źrenic jest odwrotnie proporcjonalna
C. Jak pomyślę ile mam pracy w ogródku i ogólnie gumnie...
D. Nie jestem babcią gówniarzu!

U mnie CD.
A niech mi ktoś teraz napisze, że u niego nie pada... k***!