
-Who cares? - pyta, a ja myślę, że nie byłam czujna, bo mogłam powiedzieć bardziej światowo, że elipsoidalną wiązkę florystyczną dedykowaną ekwinokcjum.
Święto plonów, czyli inaczej Dożynki to atrakcja przypadająca na Równonoc jesienną czyli ekwinokcjum.
Je-su.
Po święcie plonów czyli równonocy noc staje się dłuższa ode dnia, a my dodajemy do słownika nowe słówko: ekwinokcjum. Trochę karczemne w wymowie, no ale w swym łacińskim rodowodzie zmyślniejsze niż bezsensowna równonoc, która powinna się raczej nazywać dnionoc albo równodnionoc. (Możliwe, że zapoznaliśmy ekwinokcjum w szkolnictwie, ale to było dawno).
Święto plonów to czas w którym należy wymieść z mysich bobków spichlerze i zepchnąć tam zasoby dwóch ton cebuli i ziemniaków, które nabyliśmy w lokalnym Owadzie. Nie zaszkodziłoby też odkurzyć silosa i sypnąć mu płatkiem owsianym czy coś. Poukładać w spiżarni puszki z kocią karmą .
No takie tam, tradycyjne czynności, pozwalające nam na duchową łączność z przodkami.
No takie tam, tradycyjne czynności, pozwalające nam na duchową łączność z przodkami.
Na pewnej stronie [klik] przeczytałam o równonocy co następuje: "Celebrowanie momentów szczytowych na przestrzeni roku jest doskonałym sposobem na zestrojenie się z wibracją Ziemi, nawiązaniem silnego kontaktu z naturą, powrotem do naturalnego rytmu przyrody."
Tak, tak, bardzo mądrze.
Mnie to jakoś minęło bez ekscytacji i szczytowania, a wibrował jedynie mój telefon, który uczyniłam sobie poddanym przez wyciszenie. Ale to nie tak, że pochylona z miseczką nad spadłymi orzechami nie rozmyślam o pochyleniu planety naszej ojczystej w stosunku do słońca i o elipsie, po której gładko sunie ruchem obrotowym. Bo rozmyślam.
Rozmyślam nad wiejskimi pejzażami, nad rżyskami i ścierniskami mijanymi po drodze.
O różnicach między ugorem a odłogiem ( i czy na polu walki z własnymi ograniczeniami i charakterem też jest w tym jest w tym taka zasadnicza różnica).


No może gdzieniegdzie. (Jak postaci z bajek. Z bajek o rolnikach niezasobnych w kombajny).
Tymczasem chciałam pokazać wzruszającą wiejską scenkę z zeszłego sezonu, od której skruszało me miejskie serce.
Samotnego, zagubionego balota, który wypadł z ciągniczka na asfalt.
Lokalna społeczność wiejska była w ogóle nie zainteresowana zalegnięciem balota na środku drogi. Choć tarasował. Nawet gdy zaczęłam robić zdjęcia i zafrasowana pytałam przechodzących, zasuszonych staruszek "czyja to owca?" (fantazja pt zagubiona miejska pindzia).
Chyba, że się on, ten balot, być może po prostu nazywa kloc zbożowy. Ci którzy jedzą na śniadanie płatki, otręby i razowce, mogą coś o tym wiedzieć ;).
(Chciałabym mieć w domu maszynę, która robiłaby takie kloce z moich walających się gdzieniebądźwszędzie ubrań do prania (balotaż pralniczy na jeden wsad).
Lokalna społeczność wiejska była w ogóle nie zainteresowana zalegnięciem balota na środku drogi. Choć tarasował. Nawet gdy zaczęłam robić zdjęcia i zafrasowana pytałam przechodzących, zasuszonych staruszek "czyja to owca?" (fantazja pt zagubiona miejska pindzia).
Chyba, że się on, ten balot, być może po prostu nazywa kloc zbożowy. Ci którzy jedzą na śniadanie płatki, otręby i razowce, mogą coś o tym wiedzieć ;).
(Chciałabym mieć w domu maszynę, która robiłaby takie kloce z moich walających się gdzieniebądźwszędzie ubrań do prania (balotaż pralniczy na jeden wsad).
W związku z tym, że jest dziś zbożowo (producentów plastrów na mole uprasza się o darmowe próbki), mała sesja mojego osobistego zbożowego snopobukietu, który bardzo lubię i który robi za coś w rodzaju domowego diducha. (A czasem jako zmiotka).
Rozmyślam też nad osobistymi plonami z ogródka. Rewelacji nie ma, choć jest bogato:
Wory złota
Całe skrzynie organicznej przędzy
(z której można zrobić taki oto ekstra płaszczyk projektanta Gierymskiego [klik])
Hebany i baobaby (import-eksport zza ogrodzenia)
Z ziemi włoskiej do polskiej, megakalorycznie. Orzechów dostatki.
Trochę malin, rukoli, mięty, szałwii, melisy, bazylii. Tego i tamtego. Pomidorek, rzodkiewunia.
Dietetyczne szczypty urodzaju.
I grochem o ścianę.
I całe naręcza bukietów (hipsterska biedo-florystyka)
Noc dłuższa, ale chyba jakoś to będzie. Skoro przodki nasze siały i kosiły, kosiły i siały i wiły te wieńce (i tak wieki całe), i nie uciekły na południe.
Wory złota
(z której można zrobić taki oto ekstra płaszczyk projektanta Gierymskiego [klik])
Hebany i baobaby (import-eksport zza ogrodzenia)
Z ziemi włoskiej do polskiej, megakalorycznie. Orzechów dostatki.
Trochę malin, rukoli, mięty, szałwii, melisy, bazylii. Tego i tamtego. Pomidorek, rzodkiewunia.
Dietetyczne szczypty urodzaju.
I grochem o ścianę.
I całe naręcza bukietów (hipsterska biedo-florystyka)
Noc dłuższa, ale chyba jakoś to będzie. Skoro przodki nasze siały i kosiły, kosiły i siały i wiły te wieńce (i tak wieki całe), i nie uciekły na południe.