Historia o tyleż upojna, co krótka: z bloku do ogródka!
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą krajobrazy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą krajobrazy. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 8 października 2015

Mgła nadjeziorna

Nie żałuję, że nie udało mi się zrobić zdjęć czerwonego księżyca wrześniowego. Inna sprawa, że w ogóle nie próbowałam. Samo patrzenie, bez technologii, sama wzajemność oka i zjawiska, magia oddziaływania zjawiska na oko, zdaje się czymś cenniejszym niż zachłanne pstrykactwo.
Ale czasem, oczywiście, nie można się powstrzymać.

Mleczna mgła poranka. Słońce za woalem, z wysiłkiem sunące do góry. Cisza zmrożona rosą.



























"Nieznacznie z wilgotnego wykradał się mroku
Świt bez rumieńca, wiodąc dzień bez światła w oku.
Dawno wszedł dzień, a jeszcze ledwie jest widomy.
Mgła wisiała nad ziemią, jak strzecha ze słomy
Nad ubogą Litwina chatką; w stronie wschodu
Widać z bielszego nieco na niebie obwodu,
Że słońce wstało, tędy ma zstąpić na ziemię,
Lecz idzie niewesoło i po drodze drzemie."

(Adam M., Pan T. ;) 


Dedykuję koleżance, która musi się dziś zmierzyć z czyjąś obecnością za woalem.

piątek, 29 sierpnia 2014

Wsi spokojna, wsi wesoła


Kiedy niosę w siatce z marketu białą, dwuprocentową lurę w kartonie, przypominam sobie czasem ciepłe, spienione mleko, prosto od krowy, które w dzieciństwie zdarzyło mi się pić podczas pobytu na wsi. A potem to już leci kalejdoskop: leżakowanie wśród wysokich traw i obserwowanie owadów zapylających polne kwiatki, strumyk o błotnistych brzegach, w których zapadały się racice krów, popędzanych tam na pojenie. Ostre brzegi trzcin nad stawami rybnymi. Zapach opadłych, fermentujących jabłek w zdziczałych sadach, roje much, podrywające się, gdy się wśród tych jabłczanych zgliszczy przechodziło. Stada kur, snujące się po podwórkach i dziobiące całymi dniami. Krowie placki. Piaszczyste drogi ze śladami po bieżnikach traktorów. Zboże, złote, wąsate, falujące na wietrze. I rżysko, ten jedyny w swoim rodzaju masochistycznie przyjemny masaż stóp, gdy się na bosaka chodziło po rżysku. I chłód stodoły, pełnej tajemniczych przyrządów do młócenia, stodoły z betonowym klepiskiem, schronienia na upalne sierpniowe dni, powoli zapełniającego się odurzającym zapachem siana.
Takie tam.
Teraz już nie ma takiej wsi, tej wsi z moich wspomnień z dzieciństwa. Na miejscu łąk powstały doraźne wysypiska śmieci i góry gruzu, strumyki wyschły albo zarosły rzęsą. Wykarczowano sady i pościnano drzewa. Trudno dostrzec w ogóle jakąś krowę. Bocianie gniazda stoją opustoszałe. Wdzięczne, drewniany domy zamalowano farbą olejną i ftalową albo pokryto sajdingiem. Nikt już nie hoduje kur, od tego są przecież fermy.
Wszystko zdziczało, zarosło, porzucono starania albo co gorsza podmurowano, ogrodzono i wyasfaltowano.
Nie mam odwagi się z tym konfrontować, z tym ostatecznym dowodem, że nie ma powrotu, do tego co było.














Żałuję tylko, że nie pamiętam zapachów. Całego tego bogactwa zapachów, przyjemnego i odrażającego, pół na pół. Czasem tylko, gdy na osiedlu skoszą trawę, wydaje mi się, że część mnie, gdy się zaciągnę, dryfuje na moment gdzieś w przeszłość.
Ale potem przypominają mi się outdorowe sraczyki i sentymentalizm mi nieco przechodzi ;)