Historia o tyleż upojna, co krótka: z bloku do ogródka!
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zwierzęta. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zwierzęta. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 10 listopada 2016

W Dzień Jeża o hibernacji, termoregulatorze i strasznych muchach czyli niewesołe życie kolczastej kulki

10 listopada jest Dniem Jeża. Jeże są w Polsce pod ścisła ochroną ze względu na niknącą populację - choć nie mają wielu drapieżnych wrogów (strategia zwinięcia w kulkę obronną) to umierają od chorób pasożytniczych oraz na szosach (gdzie strategia zwinięcia w kulkę obronną jest marna i kończy się zostaniem krwawym i nieobronnym naleśnikiem).

Jeż jaki jest każdy widzi, a to czego nie widzi jest zazwyczaj tryliardem pasożytów ukrytych wśród jeżowych igieł (w tym obowiązkowe siedlisko pcheł, roztoczy i larw muszych, o czym na końcu). 

Ze względu na to jakoś trudno mi  było pałać do jeży miłością większą niż level podstawowy pt. żyj i pozwól żyć innym, szacunek i w tył zwrot! Dopóki pewnego dnia nie znalazłam w altance rodziny jeży śpiących w niebieskiej torbie z Ikei, co było bardzo rozczulające wprost. Ale nie tak bardzo jak jeże jodłujące w czasie godów, co przypomina astmatyczne posapywanie skrzyżowane z pompowaniem dętki rowerowej (serio, budzisz się i zastanawiasz, dlaczego jakiś stary astmatyk pompuje ci w środku nocy rower pod oknem, WTF? A potem sobie przypominasz, że ktoś tam próbuje przedłużyć gatunek).


Bywały momenty, że jeżów na ogródku było tyla a wiela, że zakładałam rękawice i załadowawszy je do wiaderek lub wózków niewidłowych wynosiłam na tereny sąsiadujące acz zasiatkowe. Nie żebym nie chciała mieć tu armii jeży, ale jest taka pora późnowiosenna, że jeż depczący po sadzonkach to nie jest marzenie ogrodnika (nawet marnego). Ogólnie jednak jeże do mego gumna wracają, ponieważ mam w ogrodzie zakamarki pełne liści, składowiska siana, gałęzi i nieuporządkowane chaszcze. Oraz altankę pełną gratów.


Powyżej: areszt prewencyjny zakończony wypuszczeniem na wolny wybieg.



Dieta jeży obejmuje chrabąszcze, pędraki, larwy, dżdżownice, ślimaki i gąsiennice a nie szaszłyki z jabłek i gruszek. Panowała też swojego czasu absurdalna moda na dokarmianie jeży twarogiem. Hmm. Kto jednak się zaczaił dyskretnie za winklem chaszczy i widział wściekle ziewającego jeża ten wie, że twaróg z jabłkiem można sobie wsadzić (tam, gdzie nie ma światła i glutenu). Jeż ziewając rozdziawia pyszczek, wywala  zrolowany jak dywanik język i widać wyraźnie jego długie kły - zębiska cienkie i ostre jak igły, które służą do nadziewania chrząszczy o chitynowych pancerzach, a nie żucia twarogu! Co i tak jest lepsze (ten twaróg) niż dokarmianie kocią i psią karmą, o której mam zdanie jak najgorsze (patrz np tu [klik]).

W listopadzie jeże są już po dwumiesięcznym obżarstwie i zaczynają pięciomiesięczną hibernację, w trakcie której ich temperatura spada do kilku stopni powyżej zera. Włącza się ich wewnętrzny termoregulator, który będzie je chłodził lub dogrzewał w zależności od klimatycznych okoliczności, a nawet wybudzał, gdy zrobi się zbyt zimno (albo gdzieś obok będzie promocja na pędraki). I który jest - chciałabym tylko smętnie zauważyć - mechanizmem bardziej zaawansowanym niż ludzki: gdyż np MÓJ wewnętrzny termoregulator od listopada do marca podaje mi tylko jedną informację: "Jest ci zimno, ubierz pięć swetrów!" (w formie drżączki).

Jeża śpiącego od zahibernowanego da się poznać po tym, że ten zahibernowany się w naszej obecności nie zerwie na nogi i nie zacznie uciekać. Oraz po tym że hibernus jest trwale (przez stężałe mięśnie) zamkniętą kulką, natomiast jeżu śpiącemu widać łapki i pysk, bo jest niby kulką ale nonszalancko niedoformowaną.

Na koniec obchodów Dnia Jeża obejdziemy też jeża, który za bardzo się objadł larwami i zaznaje poobiedniej drzemki (wiecznej! RIP chlip). No cóż. Bywa i tak że się schodzi z tego padołu na widoku i będąc okrutnie wzdętym.



I jeszcze kilka zapożyczonych uwag:
"Jeżeli chcemy zaprosić do swego ogrodu takiego cennego gościa, musimy pozostawić chociaż część ogrodu ‘nie uporządkowaną’ i dziką. Jeże zasypiają na okres od listopada do połowy marca i wybierają na swoją “sypialnię” stertę liści, czy gałązek pozostawioną w rogu ogrodu. Jeże bardzo lubią gniazdować pod czymś - pod gałęziami, pod deskami, wśród drewna opałowego, zaś do budowy gniazda, zwłaszcza zimowego, potrzebują bardzo dużo liści. Wypalanie traw czy palenie liści, tak niestety u nas często stosowane pomimo zakazów, pozbawia jeże nie tylko naturalnych schowków, ale także często i życia! W kwietniu i maju samice, po 5-6-tygodniowej ciąży, rodzą 1-5 młodych. Noworodki są biało-różowe, rzadko pokryte białymi, miękkimi kolcami. Oczy zaczynają otwierać dopiero pod koniec trzeciego tygodnia życia. Pozostają w gnieździe z matką, która karmi je mlekiem przez 6-8 tygodni. W tym czasie wyrastają im normalne kolce. W naturalnych warunkach jeż żyje około 5 lat, w warunkach wiwaryjnych (ZOO, laboratoria) osiąga wiek nawet 10 lat."
via Fauna flora [klik] 

I jeszcze makabryczny fragment dla odważnych:

"Naturalnymi wrogami jeży są ich pasożyty zewnętrzne i wewnętrzne. Wszystkie jeże przynoszone do nas mają pchły. Zazwyczaj przebywają one w takich miejscach między kolcami, gdzie nawet podrapanie ukąszonego i swędzącego ciała jest utrudnione. Większość ludzi boi się, że pchły rozejdą się po mieszkaniu. Tymczasem insekty te należą do gatunku, dla którego krew ludzka nie jest odpowiednim pokarmem. Nawet jeżeli przypadkowo skoczą na człowieka. to rzadko zdarza się, by ukąsiły. Strona brzuszna zwierzęcia o bogatym, puszystym futrze atakowana jest także przez roztocze. Bardzo uciążliwe dla jeży są również kleszcze, które umieszczają się na całym ciele. Są one różnej wielkości, a wyglądają jak perłowo-sine koraliki. Wielokrotnie oczyszczaliśmy z kleszczy znalezione latem jeże. Liczba kleszczy jest zwykle ogromna. Czasem, z niebyt dużego jeża zdejmowaliśmy 60 sztuk, a nawet i więcej. Kleszcze te natychmiast niszczyliśmy, ale już za parę dni ten sam jeż ponownie był ubrany w perełki tych niebezpiecznych pasożytów. Zazwyczaj zwierzęta tak są nimi wymęczone, że nawet te nie oswojone chętnie poddają się oczyszczaniu, nadstawiając miejsca, które są zaatakowane. Większa liczba kleszczy może doprowadzić do znacznego osłabienia, a nawet śmierci jeża. Nasze ZOO (we Wrocławiu – od red.) znajduje się na terenie starego parku, w którym żyje wyjątkowo dużo jeży. Za każdym razem, kiedy spotykamy je, dokładnie przeglądamy ich ciała. Nasza pomoc jest im zwykle potrzebna
Trzeba jednak obchodzić się z nimi ostrożnie - byliśmy już kilkakrotnie ugryzieni przez jeże, które nieumiejętnie wzięliśmy w ręce. Pasożyty zewnętrzne staramy się usuwać bez użycia środków chemicznych, które mogłyby zaszkodzić jeżowi, zwłaszcza młodemu. Pchły giną z łatwością w ciepłej kąpieli z mydłem, po której jeża należy dokładnie wysuszyć i ogrzać, ponieważ łatwo się zaziębia. Na uszkodzonej skórze jeża często powstają ranki, w które muchy składają swoje jaja. Rozwijające się w ciele zwierzęcia żywe larwy much są dla niego śmiertelnym niebezpieczeństwem. Muchy mogą znieść swe jajka w okolicy odbytu lub na pysku jeża, jeżeli nie zdołał się on oczyścić po jedzeniu.
Wielokrotnie latem dostajemy jeże, które na pozór bez wyraźnej przyczyny są słabe. Dokładne oględziny odsłaniają straszliwą prawdę: jeż jest żywcem zjadany przez larwy much. Larw zazwyczaj jest bardzo dużo, a rany tak głębokie, że nasza pomoc jest bezskuteczna. Taki jeż w ciągu kilku godzin kończy życie. Nasz zaprzyjaźniony ogródkowy jeż kilkakrotnie pojawiał się przy misce z całym kożuchem wijących się na pysku larw. Znajdowały się one jeszcze tylko na sierści zwierzęcia i nie zdążyły uszkodzić mu skóry. Dzięki czemu mogliśmy go uratować."
via Fauna flora [klik]  

Mam sąsiada, który zawsze na wieczornego papierosa na balkonie zabiera rękawice kuchenne. Jeśli słyszy w dole piski i nerwowe truchtanie to znaczy że ZNOWU jakiś jeż wpadł do wycementowanego, pólmetrowego dołu okalającego piwniczne okna budynku. I znowu trzeba nałożyć rękawice, wyjść w noc, wskoczyć do środka i nieszczęsnego jeżowego marudera wyciągnąć. Za co mu chwała i cześć. Oraz nadzieja, że tych samych rękawic nie używa w celach kulinarnych ;).

czwartek, 2 czerwca 2016

Sztuczny kot w ogródku i na balkonie

Dzisiaj zaprezentuję sztucznego kota znalezionego ongiś w paleozoiku piwnicy (są takie rejony tamże ;). Kot pochodzący z czasów gdy cała, ale to cała rodzina dostała wścieklicy oraz ambicjonalnej obsesji że "nie nie będzie gołąb srał nam na balkony i parapety!". Metody odstraszania ptactwa były różne, głównie jednak obejmowały produkcję wszelakich kotów - własnym sumptem, talentem, pomyślunkiem oraz materiałami z recyclingu. 























Efekty kreatywności tatusia można już było podziwiać [tutaj] oraz w poście o szczupakach [przedostatnie zdjęcie - klik]. 
Przy czym należy zaznaczyć iż kolorowy transkotek tatusiowy (z pierwszego linku) przyciągnął stado srok oraz innych drapieżców, które uznały go za jakąś egzotyczną przekąskę, biernie czekającą na bycie skonsumowanym w trybie pilnym. Sroki dostały entuzjastycznego szału dziobiąc transkotka. Mamusia dostała aentuzjastycznego szału kiedy ją ten cyrk obudził o piątej rano. Poszła zatem mamusia ze skargą do tatusia, który reklamację przyjął i od tego czasu drukował realistyczne kotki na drukarce, a następnie wyklejał nimi okna (link drugi).
Taki mieliśmy zatem koci epizod w rodzinie, wszyscy będąc pełnoletnimi i zdrowymi na umyśle osobami dorosłymi ;).

Natomiast prezentowany tu kot Perszing faktycznie odstraszał (przez jakiś czas), co nie dziwi, gdy się zainwestowało w jego kreację aż godzinę, taśmę klejącą, arkusz papieru pakowego oraz kilka butelek mineralnej i dwa zużyte dezodoranty. W sierść, wampirzą denturę oraz osobowość typu straszny pysk wyposażyła go Newa [klik]

























Dbałość o szczegóły gwarancją sukcesu! Czyli profesjonalny pedicur.

Potężny nos z korka po mineralnej wyniucha więcej gołębi, wiadomo.

Analiza problemu Jak odstraszyć okoliczne miejskie gołębie w toku, niezmiennie, od lat. 
To ten rodzaj wojny ludzkości z ptactwem w którym wygrywać można tylko bitwy, i to od czasu do czasu.
Czy ma się sztucznego kotka czy nie.

Co do Perszinga to, jako że był on kreaturą niezbyt wodoodporną, zapewniliśmy mu, po krótkiej służbie balkonowo-ogrodowej i odsiadce w piwnicy, adopcję u znajomego pięciolatka. 
Jego dalsze losy nie są znane.
RIP, Perszing.

sobota, 13 lutego 2016

DZIK jest dziki, dzik jest zły, dzik mi w ścianę wbija kły

Na Kabaty, z okazji wizyty u znajomej, wybrałam się nieco wcześniej w celu zapolowania (fotograficznie rzecz jasna) na dziki. Dzików jako takich zbrakło, bardzo były utrudzone okazywaniem mi swej absencji. Za to kilka młodych dzików ludzkich, w dresach, rzucało butelkami gdzieś w oddali. Cóż.


Trzeba się spieszyć gdyż:

"W związku z brakiem możliwości skutecznego rozwiązania problemu populacji dzików przy pomocy łapania ich w odłowniach, Prezydent Warszawy wydała decyzję na odstrzał 80 sztuk dzików. - To radykalne rozwiązanie, ale w obecnej sytuacji nie mamy innego wyjścia - mówi Andżelika Gackowska, wicedyrektor Lasów Miejskich."

Gackowska? Przypadek, hm? Pewnie do gacków nie pozwala walić z dwururki. Czy tam z czego się teraz preferuje odstrzał. Bo może z zigzauera.
No ale takie życie.
Źle się zachowujesz to cię odstrzelą. Niestety raczej jak przyjdzie co do czego to takie kwestie jak 'no ale ja nie byłem niegrzeczny, rabatek nie ryłem i nawet na pasach przez jezdnię przechodziłem' nie będą miały znaczenia. [Tu] link do dzików przechodzących na pasach (można kliknąć ale szału nie ma, bardziej by mnie ubawiło przejście niedozwolone i późniejsza interwencja Straży Miejskiej).

Cały news pt 'Będą strzelać do dzików'  tutaj [klik]


Zainteresowałam się okolicznościową ulotką na temat 'Co zrobić gdy spotka się dzika' [klik] . Nie ma sensownych porad dla warszawskich singielek w stylu: 'jeśli się za bardzo nie wyrywa szybko zaciągnij przez ołtarz'. Za to są porady żeby nie głaskać i nie karmić. Widać, że pisał to jakiś dziadek bez kontaktu z rzeczywistością młodego ludzia. 
'Nie rób selfie z dzikiem!' - to powinno być na pierwszym miejscu.

Na dole ulotki telefon do Straży Miejskiej i Lasów Państwowych. 
Z moich doświadczeń wynika, że Straż niestraszna nawet osiedlowym menelom i miejskim rozrabiakom. Nie wiem czy o brak strategii chodzi czy chucpy, ale czuję, że do Straży Miejskiej mogłabym się zwrócić tylko po mandat za sprzedawanie nieopodatkowanej pietruszki.

Kiedyś dzwoniłam na numer Lasów Państwowych (nie pamiętam czy ten podany w ulotce) z powodu grasującego mi po ogródku drapieżnika. Nie zastałam nikogo zorientowanego iż (jakoby) ludzie miewają realne problemy z dzikimi zwierzętami w obejściu. W Warszawie. W centrum. Może już się, na poczet ulotki, uświadomili.

Zatem mojego osobistego selfia z dzikiem nie będzie. No ale ale. Mam fotki dzika zrobione w szale odwiedzin u rodziny ;)

Po wizycie zerwałam z nimi kontakty, gdyż po prostu nie mogę im wybaczyć tej morelowej ściany złamanej nutą młodej marchwi ;). 

Natomiast sam dzik desperacko starający się utrzymać w locie do regału absolutnie mnie rozkochał. Zobaczcie jak dzielnie łapie się krawędzi sufitu, a jednocześnie podpiera poduszkami! Prawdziwy chwat. Jego ziomek (z pierwszego zdjęcia) próbujący wpełznąć do kominka (i ze stresu chyba zostawiający morelowe bobki na dywanie) niebezpiecznie przypomina mi gigantycznego, rozjechanego szczura.

Po wizycie przypomniałam sobie, że kiedyś, gdy mieszkałam z rodzicami, miałam w sypialni śliczną krowią, łaciatą skórkę. Chyba znowu chciałabym mieć w sypialni krowę (a nawet bardziej chyba puchatą owcę!). 
Zadzwoniłam do mamy:
-Gdzie jest moja krowa? - zapytałam.
Mama się zastanowiła i powiedziała, że dziś jest piątek i powinnam raczej zjeść rybę ;).

czwartek, 20 sierpnia 2015

Rybeńko ty moja czyli szczupak faszerowany szczupaczkiem

Dzisiaj będzie post okrutny i krwawy, choć wegetariański. Zaprezentuję efekty połowu. Szczupacze oczko łypie smutno, ale tak to już jest, że człowiek z haczykiem, spławikiem, składanym krzesełkiem i dużą dozą robaków oraz cierpliwości może wyciągnąć z wody (oprócz pary gumiaków i starego koła rowerowego) również kilka szczupaków.

{Podlinkuję do posta, gdzie można sobie posłuchać naprawdę epickiej i bardzo zabawnej piosenki Jana Kaczmarka o tym, co ryby wyprawiają w jeziorze ;) [klik] }

Przed wstąpieniem na talerz, szczupak poborowy musi przejść obowiązkowy przegląd medyczny. No początku wizyta u dentysty. Aaaaa!


 Dziąsła bez szkorbuta, zębiska w normie, stwierdzono oznaki półpołknięcia niej okazałego ziomka.


Skrzela też w normie. 
No żal się nie pobawić trochę przed zjedzeniem, chociaż przyznaję, że taki, dajmy na to, oskubany kurczak (z nogami!) daje więcej dramaturgicznych możliwości. Niestety czasy, gdy zrobiłam warszawską syrenkę, faszerując szczupaka Barbi, minęły bezpowrotnie, chlip.

Teraz przechodzimy do ablucji w akwenie umywalkowym.


 "Ja w sprawie gąbki, gdyż chciałam się obmyć z tej krwawej posoki"




























A teraz martwe natury z rybami na gustownej ceracie oraz deseczce krajalniczej:

Zimne światło lepiej podkreśla srebrzystość łuski, która zostanie zdjęta i delikatnie wyekstraktowana w celu wsadzenia do portmonetki, co jest zapobiegliwym wzmocnieniem tradycji bożonarodzeniowej, która każe pchać do portfela karpie odzienie. W czasach kryzysu nie ma przebacz!

No i proszę, najmniejszy zawodnik najbardziej nienażarty. Chyba że to obowiązkowy sprawdzian przed wstąpieniem do gangu Ikry.

 Kotkowi, mimo iż sztucznemu, też się coś dostało. Ciao!


Przepisu nie podaję, gdyż jest intuicyjny: zanurzyć w akwenie panierkowym a potem smażyć na patelni.

Przy okazji: nie polecam wybierać się na wędkowanie z bardzo męskim kompanem, który na sposób męski i stanowczy odmówi picia wody, założenia czapki i stosowania filtrów słonecznych oraz cały czas będzie żłopać czarną kawę z termosika. Gdyż na bank skończy się to odwodnieniem, przypieczeniem i zasłabnięciem. No ale przynajmniej nie utonął, podnosząc statystyki, alleluja!

Tak, rybko, są tacy ludzie, nie ma co się dziwić.


sobota, 13 czerwca 2015

Pies w nogawce i inne przypadki osiedlowe

Zaczynamy od niezwykłego przypadku pana z psem w nogawce. Na kolejnym zdjęciu pies opuszcza spodium i prezentuje się w całej psiej okazałości obok kolegi. Bez łożyska. Co za emocje.



Jako osoba wyprowadzająca regularnie niewidzialnego psa na niewidzialnej smyczy (innymi słowy: psa nieposiadająca), często (komulsywnie i zastępczo) zaprzyjaźniam się z całkiem realnymi psami osiedlowymi.
Właściciele bez skrępowania wymieniają podopiecznego imię, płeć, wiek i ilość złapanych ostatnio kleszczy.
Czasem odbywa się prezentacja aportu piłeczki lub patyczka ("Sernik ma licencjat z aportu piłeczki" mówi sąsiadka a ja wyraźnie widzę, że ten licencjat jakiś lewy, bo w połowie drogi do piłeczki Sernik skupia się na własnym ogonie).
Z innymi psami rozmawiam pod sklepem (- Hau hau? - Hau hau!). Niektóre w windzie z ekscytacji rwą mi rajstopę i ślinią paluchy. 


Nielicznym okazom robię zdjęcia. (Teraz wszyscy wszystkiemu robią zdjęcia, zawsze można właścicielowi powiedzieć, że właśnie skończyliśmy fazę robienia zdjęć obiadom na instagrama i szukamy czegoś bardziej parzystokopytnego ;). Najlepszych zdjęć oczywiście nie zrobiłam: pani w białej sukience w czarne grochy z dalmatyńczykiem. Ah.




Burki, obszczymurki, rasowe czempiony, chodzące kłębki kłaków i pysie za milion dularów. Aport!

Na koniec zabójczy tyłeczek i dowód na to, że biel nawet po kontakcie z trawą może być biała (bez namaczania!;)

ps. Przy okazji warto się zainteresować, czym się swoje pupile karmi. Gdyż okazuje się, że producenci karmy dla zwierząt są jeszcze gorsi niż konsorcja farmakologiczne.
Czarna księga karmy dla zwierząt [klik]

środa, 9 stycznia 2013

Na tropie zimowych śladów

Wszelkie stworzenie odciska na śniegu swe piętno ;)

Sroka na spacerze

























A ja razem z nią

Najfajniejsze są ślady sroczych i wronich lądowań w miękkim, śniegowych puchu.
























A tu ciekawa rzecz: są ślady lądowania i kilku kroków. Ale potem brak śladów poderwania się do lotu.
Być może nastąpiła dematerializacja?
Ktokolwiek zaś poczynił te straszne ślady...

Ptaki najczęściej kursują po grządkach, lawirując między zimowymi kikutami malin i róż.

oraz tworzą sieć tras spacerowych po całym ogródku


























A tu cóż za międzygatunkowe bogactwo śladów: sroka, kot, ja i mój rower ;)


niedziela, 23 grudnia 2012

Biały pies

Pies jak pies. Tylko to zaczerwienione spojrzenie i towarzysząca moczostruga nadają mu ten typowo dzielnicowy, skacowany wygląd.

...