Jest w mojej dzielnicy takie osiedle pełne bloków, a przed każdym blokiem mini połeć ziemi, otoczona murkiem. Teraz już od gospodarza bloku zależy czy połeć będzie tylko połciem, gdzie psy sikają a lud rzuca pety, czy ogródeczkiem z bożej łaski, czy konkursową wystawą kwiatów sezonowych.
Jest taka jedna gospodyni w pewnym bloku, która jest znakomitą ogrodniczką.
Widać to po kwiecistych efektach oraz po jej wypiętym zadku wystającym
czasem z bujnych chaszczy (zaangażowanie ma różne oblicza;). Mieszkańcy
bloku są zadowoleni, choć w obliczu marności połci straszących dookoła,
zastanawiają się, gdzie tkwi tajemnica ogrodniczego sukcesu ich połcia. Na czym się ta bujność lęgnie, czym się ta chaszczość pożywia? Czy nie jest przypadkiem efektem podnawożenia lokatorami którzy nie płacili czynszu na przykład?
Gdy ostatnio przechodziłam tamtędy, na początku czerwca, na połciogrządce piękniły się irysy. Ich fioletowy kolektyw urozmaicono dawką pomarańczowych lilii (albo mnie poprawcie), która pasowała do równie energetyzującego kontenera na śmieci z Dubaju.
(Lub może - stwierdzam po namyśle - całkiem polskiego kontenera z napisem Dbaj (hmm).)
Uwielbiam zmysłowość irysów. Ich zmysłową rozwartość, nonszalancję porozrzucanych płatków, delikatny rysunek żyłek. No i te wąsy! Zawsze mi przed oczami stają zmysłowe obrazy Georgii O'Keffe.
Irys ma w dowodzie inna nazwę:
kosaciec.
Kosaćce dzielą się na żyłkowane (cebulowe, o wysokości ok. 20 cm) i bródkowe (kłącza, dochodzące do 90 cm w wersji standardowej albo 10-20 cm wersje mini). Kosaćce żyłkowane kwitną w marcu i kwietniu, a bródkowe w maju. Biorąc jednak obecne anomalie klimatyczne pod uwagę (patrz: smętniawa) wszystkiego można się spodziewać. Choć nadal krótko.
We wrześniu będę musiała pomyśleć o posadzeniu kilku cebulek.
Lilije też ujdą. A nawet przemyśliwam czy mi się w koncepcji opłatkowania bardziej nie widzą. Bo te sterczące jak sztylety sztywne liście irysów... Oraz te przaśne barwy liliowe bardziej mnie pobudzają niż efemeryczność adwentowych fioletów. Niestety lilie się sadzi na wiosnę, zatem przypominanie sobie w środku lata (czyli teraz, tak, tak) że to coraz bardziej popularny gatunek i może bym tak wygospodarowała jakiś słoneczny połeć... jest kijka warte.
Opisy internetowe pozostawiają wiele do życzenia - Wiki podaje np że lilia biała, czyli najpopularniejsza, jest efemerofitem, a pozostałe są gatunkiem uprawianym. Serio? A który nie jest. Zapamiętajmy jednak to pojęcie (
efemerofit to zawleczony gatunek obcy), bo to zawsze tak elokwentnie w czasie spaceru wspomnieć że "Och, jaki piękny efemerofit, nieprawdaż, Krystyno?'.
Obecnie irysów brak. Szczezły, uschły, zanikły. Nie dziwota, skoro pora ich kwitnienia przypada zasadniczo na maj. Już na rozkwit czekają inne gatunki.
Czy to nie jest niejakim marnotrastwem natury wystawiać taki spektakl na tak krótko? No nie wiem.
I jeszcze coś takiego sterczało. Zapomniałam co, ale życzliwi mi doniosą zapewne.
Bo zapomniałam dodać, że miałam kiedyś, przed remontem mieszkania, takiego otóż sztucznego tygrysa, zawadiacko wyklejonego przy drzwiach. W celu by straszył wchodzące (potencjalnie) myszy.
Na zdjęciu widzimy ostatnie już tchnienia tygrysa, którego odkurzacz odposażył z łap.
Gdyby tygrysy jadły irysy
Wanda Chotomska
"Gdyby tygrysy jadły irysy,
to by na świecie nie było źle,
bo każdy tygrys
irysy by gryzł,
a mięsa wcale nie.
Jakie piękne życiorysy
miały wtedy by tygrysy!
Z antylopą mógłby tygrys
iść do kina
i irysy by w tym kinie
sobie wcinał.
Mógłby sobie wziąć irysów
pełną teczkę
i wyruszyć z owieczkami
na wycieczkę.
Mógłby pójść na podwieczorek
do gazeli,
gdzie na pewno by serdecznie
go przyjęli.
Każdy kochałby tygrysy
i do wspólnej prosił misy,
i z radości każdy chodziłby na rzęsach –
gdyby tygrysy jadły irysy zamiast mięsa.
Tylko jest kwestia,
że taka bestia
straszny apetyt zazwyczaj ma –
zapas irysów
w paszczach tygrysów
zniknąłby w ciągu dnia.
W sklepach byłyby napisy:
„Brak irysów przez tygrysy”.
Człowiek musiałby w ogonku
stać i czekać,
i nie dostałby irysów
ani deka.
Mógłby pisać w książkach życzeń
i zażaleń,
i wyjść z siebie, i z powrotem
nie wejść wcale.
No a gdyby obok siebie
musiał sterczeć,
to instynkty miałby człowiek
wprost krwiożercze.
Każdy z zemsty za irysy
powygryzałby tygrysy
i ze złości nie zostawił ani kęsa –
gdyby tygrysy jadły irysy zamiast mięsa."
Możliwe, że poetka miała co INNEGO na myśli, ale to nie jest blog kulinarny ;)