Historia o tyleż upojna, co krótka: z bloku do ogródka!

czwartek, 15 września 2016

Stanowisko słoneczne oraz o letnim legnięciu w cieniu drzew

Kogo kocham, kogo lubię, kogo szanuję, tego zapraszam by legł ze mną pod orzechem. Popatrzył w górę, jak przez chlorofil złoci się słońce, jak nad drzewną koroną płyną chmury, jak chaotycznym ściegiem fastrygują nieboskłon mewy, gołębie, szpaki i jaskółki.
Zlec na trawie, w trawie i patrzeć.
I chodzić po drzewach. 
























Pogrążyć się w tym nikłym zaułku ogródka, w tym wątłym zakątku przyrody.
Pomyśleć o tych, którzy w spiekocie stają na dwóch metrach kwadratowych ogresowanego balkonika bez markizy i skwierczą wśród przywiędłych pelargonii. Aby zaznać przestrzeni i zieleni nie opuszczająwszy pieleszy.

Czy to był ostatni taki ciepły weekend lata? Gdy można było dodać szczyptę brązu do pomarańczu swej opalenizny? Oby nie. Oby lato było łaskawe jak najdłużej, nawet po formalnym osunięciu się w jesień.

Stanowisko słoneczne na którym tego roku bimbałam wielokrotnie, w celu higieny psychicznej i regeneracji zwiotczałych członków, wygląda tak:


 Oto jakie widoki się z niego rozciągają.

 "Pocałunek słońca jałowy jest, choć złoty -
spojrzenie kwiatu cudze, choć rzewne -
szum wody: obce narzecze ni to bełkot idioty -
trawy - jakże dalekie to krewne."

(Maria Pawlikowska-Jasnorzewska / Pocałunek słońca) 


Oto w co się można bawić. W łapanie słońca kolanami. (BO TO KOLANA SĄ ;)

Kilka razy z drzewa, pod którym zległam, spadły na mnie trzmiele. Nie stadami, na szczęście, ale pojedynczo. Dziwne uczucie gdy nagle skórę dziubnie taka włochata kulka (ping!). Strącam trzmiela ręką instynktownie. On, jakby pijany, oczadziały, nieprzytomny, gramoli się po kocu.
Kolega, któremu o tym opowiadam, wyrokuje:
- Powinnaś się częściej myć!
No cóż. 
Może to były bącze omdlenia na skutek mej spoconej nieświeżości, a może zwabiła trzemiele woń mego kwiatowego deodoru (oby!).



Oto co mi pokazały internety: blogi amatorek dizajnów i interiorów, które w lecie zbierały się w kupie i robiły pikniki tematyczne (marynarskie / cukrowe / rustykalne). Ustawiały dobrane kolorystycznie podusie i filiżanki, dzbanki oraz świeczniki. A potem... chodziły na około i to fotografowały. Każda musiała zrobić sesję swą cud-lustrzanką. Każda sesja była piękna i zapierająca dech w piersiach, lecz każda podlinkowana filiżanka kosztowała tryliardy, a koce i muffiny dostarczał sponsor. Siakieś to takie... nieautentyczne w chuj, za przeproszeniem.

Tymczasem piknik u mnie to rzucony na trawę wytarty koc, enerdowski leżaczek składany oraz szklanka z uchem marki szklanka z uchem.
Rzeczy cennych na zewnątrz nie wynosimy gdyż najpewniej ulegną erozji i zdeptaniu.

Weźmy takiego lampiona: był piękny, pięknie dyndał na ogródku niczym dorodna dynia, ale okazał się mało wodoodporny i teraz przypomina rozgniecionego pomidora.

Szklanki z resztkami strawy zostawiamy do postkonsumpcji braciom mniejszym z gatunku robactwa. Chyba, że przyjdą kleszcze, stonki i przędziorki, wtedy walimy młotkiem.

Ducha lokalnej estetyki oddaje ten obrazek: wiaderko z popiołem, robiące za stoliczek oraz babcina poszewka z tasiemkową, ażurową wstawką (poprzez którą nocą wychodzą z kołdry wełniane kłaki, robiąc wrażenie, że mamy 20 kotów lub sypiamy z dwudziestoma siwymi dziadami ;).


Podobają mi się te duety krawiectwa i natury, szwalnictwa i fauny. Zawsze coś się do czegoś przyczepi, przytroczy i  osiądzie.

A czasem w drugą stronę, odzienie odejdzie od nas i przylgnie do zieleniny obok.


" (...)
O siedź na mym oknie, przecudowne lato,
niech wtulę mocno głowę w twoje ciepłe pióra
korzennej woni,
na wietrze drżące -
niech żółte słońce
gorącą ręką oczy mi przesłoni,
niech się z rozkoszy ma dusza wygina,
jak poskręcany wąs dzikiego wina."

(Maria Pawlikowska-Jasnorzewska / Pyszne lato)





















Och, proszę, nie wyłączajcie jeszcze światła...

22 komentarze:

  1. Preciosas fotos y precio comentario. Un abrazo.

    OdpowiedzUsuń
  2. I to jest Psze Pani kwintesencja wakacji! Uwalić się pod drzewem z książczyną i napojem, a nie ganiać po krzakach, jak niektórzy:) PS. A co Ci przędziorek? PS.2. Byłbym zapomniał! Zacny balet na pierwszym:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem stanowisko słoneczne przesuwa się po ogródku tak szybko, że ganiam za nim aż w krzaki. ps. Podmieniam przędziorka na ślimaki i pchełkę ziemną, która mi zeżarła rzodkiewki.

      Usuń
  3. Nienienienie!!! Zatrzymaj to słońce! Weź na sznurek jak balon, młotkiem wal w deszczowe chmury. No i grzej dla mnie kocyk! Ależ boskie klimaty!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety matka ziemia wykręciła nam znowu ten sam oklepany numer - światło wyłączają przed 20 i tego zdaje się nie można reklamować, uh. Choć rzucanie młotkiem pomaga ukoić frustrację, fakt.

      Usuń
  4. Chodzenie po drzewach boskie. A jeśli chodzi o nie wynoszenie z domu rzeczy cennych , natychmiast przypomniało mi się jak nad jezioro, gdzie pławiliśmy konie znajomi przynieśli wino oraz rodowe szkło i mój mąż natychmiast usiadł na jednym kieliszku, więc nie wynosimy:))) Rozkoszny pościk.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rodowym szkłem inkrustować zadek? ;) Nie uchodzi.
      Ale przynosić nad jezioro też nierozważnie. Może zresztą pasowało do koni, to szkło, skoro rodowe.
      Znowu naszła mnie żałość, że mój rodowy lampion nie do uratowania.

      Usuń
  5. Wow, zazdroszczę Ci chodzenia po drzewach ja już się starzeję i tego nie czynię.
    A słonko i temperatury w okolicach +30 st to najcudowniejsza sprawa. Nie masz jakiejś recepty aby zatrzymać je do grudnia a od stycznia, od nowa powinno tak grzać?
    pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uważam, ze więcej afirmatywnych wpisów na fejsbuku dotyczących pogody pomogłoby utrzymać przejawy permanencji w ociepleniu klimatu na pożądanym poziomie.

      Usuń
    2. Na starość to się po drzewach łazi właśnie tak.

      Usuń
  6. No pięknie, pięknie :) te fikające nóżki eh... szkoda, że już niedługo lato się kończy, bo też uwielbiam tak polegiwać w ogrodzie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Lampion mi bardziej przypomina paprykę.:) Fajnie masz. O! Ubranko Ci spadywuje...:)))

    OdpowiedzUsuń
  8. A ja, jak już dojrzałam do plaśnięcia na huśtawkę, to już był wieczór i gały nie widziały,a komary cięły...eeee.....:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja też tak lubię i jeszcze do niedawna tak robiłam... teraz już się rozleniwiłam i leżę w letniej sypialni... już nie te kości :P
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Go, ho, pokrewna dusza! Leżenie na plecach na trawie to moje ulubione zajęcie. bimbanie i łapanie słońca kolanami też. Rzeczy cennych też nie wynosim na zewnątrz, bo nie pamiętam by to znieść z powrotem. Co zostawione na zewnątrz to darowane.

    OdpowiedzUsuń
  11. Przypomniałaś mi o łapaniu słońca kolanami..! Jak to lubiłam... Dlaczego przestałam się tak bawić..? Zdecydowanie za mało wypoczywam w ogrodzie.

    OdpowiedzUsuń