Mama wpada do mnie z ciastkami cieniutkimi jak opłateczki.
- A co to za bałagan? Co to za chabazi kupa, zielska wymemłanego? - pyta zniesmaczona.
- A bo dziś Boskiej Zielnej, bukiecik robię - informuję ją niepokalanym głosem. - Gdyż cenię sobie tradycje ludowe - dodaję z przekąsem.
Matka się zacukuje na tę przedwczesną reprymendę.
- No tak, zapomniałam - mówi - że Zielnej. Oraz mówi: - Ja też chcę bukiecik!
- TO SE ZRÓB! - z satysfakcją wskazuję jej naręcza zielska.
Na stoliku leży nawłoć kanadyjska, krwawniki, kwitnące na fioletowo szałwie i mięty, jarzębiny, rokietta zwaną rukolą, przymiona białe, witki chmielu i wionobluszczu, liście z sumaka i kilka sztuk rudbekii, które oparły się tajemniczej zarazie, pokrywającej rudbekiowy gatunek szarym nalotem (fuj).
I matka selekcjonuje chabazie i dobiera do bukiecika.
- Masz tu krwawnika - mówię.
- Nie chcę, śmierdzi, z wyglądu okropny - wzdryga się matka.
- Bierz! - mówię. - Czy ty nie masz szacunku do tej religii w ogóle? Nie wypada nie mieć w bukieciku ziela o nazwie krwawnik. Krwaaaaw-nik - sylabizuję.
Oraz daję matce szałwię.
- Cóż to za okropieństwo? - pyta, bo faktycznie, szałwii w tym roku daleko do pokazowego wyglądu.
-Ważne, że pachnie, zakryj ją chmielem.
Drobne kwiatki na chmielu wyglądają jak zdziczała, zielona gipsówka.
Mój bukiecik, leniwie wylegujący się na leżaczku, wygląda tak:
- A teraz wrzucimy bukieciki na instagramy i zobaczymy która dostanie więcej lajków! - informuję matkę.
- Oooh, od kiedy mamy instagramy? - pyta matka z powątpiewaniem.
Po czym patrzymy na siebie wymownie.
Po namyśle stwierdzam, że matki bukiecik bije skromność mego bukietu dodatkiem tasiemki. Więc zatem bierę nożyczki w ząbki i wycinam dekoracyjnie większe listki. A związuje cienką nitką powoju.
Mam wrażenie, że (miejska) większość Polaków, która 15 sierpnia cieszy się z dnia wolnego, zwłaszcza na poniedziałek przypadającego, najwyraźniej nie wie o ziołowo-ekologicznym wymiarze tego święta.
Czy my nie za mało aby mamy okazji, żeby chodzić po ulicach z naręczami kwiatów i ziół?
Wielkanocne koszyki waniejące kiełbasą i jajem są oczywiście bardzo fajne, no ale... ;)
Przypatrywałam się dzisiaj falom ludzi wylewających się z trzewii kościoła. Niektórzy (o zgrozo!) nieśli zatęchłe od kurzu palemki. Palemki!
No ale trawniki wszystkie dookoła z kwiatków polnych wykoszone, a nawet jakby nie, to nie wiadomo czy przez psa nie obsikane. Skąd wziąć niezroszonych zasobnością psiego pęcherza kwiatów polnych w mieście typu stolica?
Jakby nie było i niezależnie od tego jaki jest wasz stosunek do religii, to warto rozłożyć na szwedzkim stole zieleninę i przynajmniej raz na sezon zaprosić matkę, siostrę albo koleżankę do wspólnego floryzowania się. Porównać gusta, techniki i talenty. Zrobić coś z niczego.
- Matko, moja boska matko, czy ty byś może nie chciała się zapisać na kurs układania bukietów? - pytam, żeby nie skomentować kąśliwie faktu, iż matka dobrała mi się do słoika z zieloną tasiemką i owijając podstawę bukietu zużyła już jakieś 20 metrów.
- Mogłabym - odpowiada matka.
Zatem trzeba będzie matkę zapisać, żeby mi tak na chabazie nie narzekała, żeby się oswoiła z floresami nie będącymi różą i ukochała jakoś bardziej.
Ja w kwestii bukietów jestem kompletną nogą.
Moje bukieciki wyglądają zazwyczaj tak:
I teraz tych niezlicznych menagierów do spraw kontaktu z eko-blogierami uprasza się o stosowne propozycje kursu florystycznego, a nie, żeby mi kupon na grabki proponować, też coś, phi!
W między czasie matka mi cichaczem szmyrgnęła w kompostownik mój ulubiony, podbarwiony bukiecik suszków!
(...) cdn.
Jakbyś w myślach mi czytała. Wczoraj też robiłam bukiecik z tych żółtych miotełek, zastanawiając się jak też to się nazywa i dlaczego tak dużo tego na łąkach. I teraz już wiem :)
OdpowiedzUsuńNawłoć to gatunek bardzo ekspansywny, zatem wrażanie go w bukiety to przysługa w stronę gatunków wypieranych przez żółte miotły.
UsuńZ mamami tak bywa... wiedzą lepiej.
OdpowiedzUsuńMyśmy zbierali zioła na Liwoczu podczas rajdu na Krzyże Millenijne. Sporo się uzbierało, a w kościele nikt nie miał tak pachnącego i bogatego bukietu jak moja żona.
W zeszłym roku robiliśmy bukiet ze zbóż.
A wcześniej np. Ziół przyprawowych (oregano, maciezanka) i np lawendy.
Jak nam się wymyśli.
Żałuję, że trochę trawnikowych zbóż nie zerwałam przed koszeniem, bukiet zbożowy miałby wymiar bardziej ludowy.
UsuńW przyszłym roku sama zrobię sobie mikropoletko (zanotować).
No i pachnących naci też by się przydało więcej. I pietruszki ;)
No i ja już się w blogu pani szanownej zakochałam :)
OdpowiedzUsuńZawsze jak lezę na Skarpę (chaszcze na południowym stoku za domem) to przytargam ze sobą naręcze zielska wszelakiego i wiję bukiety a la Herbapol ;)
Raz zrobiłam wianek na drzwi domu z nawłoci i ludzie się dziwili co to za okazja, nie Gwiazdka przecież ;)))
Wianki musowo wisieć powinny w celu umajania gumna, czy gwiazdka czy pełnia czy nów ;)
UsuńOsobiście najbardziej lubię to święto i pamiętam plecione przez mamę i babkę wianuszki z macierzanki i kocanki piaskowej wieszanie po powrocie z kościoła w oknie i sama teraz takie plotę z tych samych roślin.
OdpowiedzUsuńKocanka, wrotycze, nawłocie - jak najbardziej dla mnie.
UsuńA ja przy drzwiach raczej wieszam, bo jak na oknie, to potem się mi osypuje to truchło do herbatki.
Piękna tradycja rodzinna :).
Ale sprzęt do cięcia to widzę wieloraki... A te samosrebrne nożyce to do czego służą?
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o te z drugiego zdjęcia to obcinak do krzewów i gałązek, chociaż trzeba go ciągle ostrzyć, żeby ciął, a nie miażdżył.
UsuńPięknie tu:)!
OdpowiedzUsuńZ bukietem to zawsze ładniej :)
UsuńBukieciki jak się patrzy, wspaniałe! Wszystkie! :) chyba mnie natchnęłaś i też sobie pójdę w pole po kwiaty :*
OdpowiedzUsuńDobrze jest natychać! ;)
UsuńJa to święto traktuję z wielką wdzięcznością za dary natury.Żyję w maleńkiej wiosce, zgodnie z rytmem przyrody, z wiarą przekazaną mi przez moją, od roku nieżyjącą Matką. Matki Bożej Zielnej ( Wniebowzięcie)to u nas wielkie święto. Każdego roku inna wioska przywozi do kościoła wieniec. W tym roku miał on kształt łodzi. Teraz u nas kwitną całe pola nawłoci- cudowne.
OdpowiedzUsuńTakie rzeczy mają swój największy urok tylko w maleńkich wioskach.
Usuńps. Sama przyznasz że 'wkwiatowzięcie' brzmi gorzej, tj niecniej tak jakoś, niż 'wkwiatowstąpienie' ;)
Pozdrawiam.
Piękne bukiety. U nas moja mama robi, ja jej dostarczam komponenty typu zboże.:)
OdpowiedzUsuńJa jestem na etapie wieńca dożynkowego.:)
Komponenty, ha!
UsuńHm. Zrobiłabym jakiegoś dożynka. A co to? ;D
Też miałam na tapecie post wkwiatowzięcie ale przez długi niebyt w sieci, post leży w zamrażalce. Od wianków i bukietów mam zdolną psiapsiółkę, ja tylko wtykam, zdobię i napawam się widokiem i zapachem.
OdpowiedzUsuńA Wasze bukiety piękne, spontaniczne i magiczne.
Ja nie wiem co u mnie leży w zamrażarce, wolę tam nie zaglądać, bo to na pewno magiczne nie jest.
UsuńAle o czym to ja miałam... a.
Zdolna psiapsiółka-florystka to skarb.
Bardzo piękne są Wasze zielne bukiety.
OdpowiedzUsuńNigdy nie planuję żadnych dalekich wyjazdów w święto Matki Boski Zielnej. Robię bukiet z ziół, zbóż i kwiatów. Jeżeli pogoda dopisuje po porannej Mszy św.( zawsze idziemy na 7-mą rano)i po śniadaniu gdzieś wyruszamy.
Pozdrawiam serdecznie:)