Historia o tyleż upojna, co krótka: z bloku do ogródka!

środa, 17 września 2014

Malinowo

Bardzo obfity w maliny wrzesień. Tak to jest, jak się na wiosnę nie przycina krzaków tuż przy ziemi, bo szkoda, bo pączki już na całej długości zeszłorocznych kikutów...

Aż znajduje się domownik, bez serca, choć jakby bardziej z ogrodniczym zdrowym rozsądkiem, który bierze nożyce ogrodnicze i daje radę obciąć - w lipcu! W ten sposób meritum plonów czeka nas w pierwszej połowie września.



 Leśmian Bolesław, "W malinowym chruśniaku"

W malinowym chruśniaku, przed ciekawych wzrokiem
Zapodziani po głowy, przez długie godziny
Zrywaliśmy przybyłe tej nocy maliny.
Palce miałaś na oślep skrwawione ich sokiem.
(...)
Duszno było od malin, któreś, szepcząc, rwała,
A szept nasz tylko wówczas nacichał w ich woni,
Gdym wargami wygarniał z podanej mi dłoni
Owoce, przepojone wonią twego ciała.
(...)
A chruśniak malinowy trwał wciąż dookoła. 


Nie mogę się powstrzymać, choć wiem że to JEDYNY wiersz o malinach, który wszyscy znają ;) No ale nie na pamięć przeca. Wszystko się zgadza: skrwawione sokiem palce, nocne przybywanie malin, nie wiem jak z woniami ciała, ja tam wolę każde owoce przepłukać przed spożyciem, choć zawsze jedną, jeśli nie jedyną, z ogródkowych atrakcji było zjadanie ich u mnie prosto z krzaków. Czasem zdarzy się spożyć z dodatkową porcją owadziego białka czyli z pająkiem. Woń ciała pająka niewyczuwalna, konsystencja chrupiąca ;)





























A tu przepis na proste i smaczne sernikowe lody malinowe [klik]
Choć oczywiście marzy mi się zrobienie framboisier ;)

piątek, 29 sierpnia 2014

Wsi spokojna, wsi wesoła


Kiedy niosę w siatce z marketu białą, dwuprocentową lurę w kartonie, przypominam sobie czasem ciepłe, spienione mleko, prosto od krowy, które w dzieciństwie zdarzyło mi się pić podczas pobytu na wsi. A potem to już leci kalejdoskop: leżakowanie wśród wysokich traw i obserwowanie owadów zapylających polne kwiatki, strumyk o błotnistych brzegach, w których zapadały się racice krów, popędzanych tam na pojenie. Ostre brzegi trzcin nad stawami rybnymi. Zapach opadłych, fermentujących jabłek w zdziczałych sadach, roje much, podrywające się, gdy się wśród tych jabłczanych zgliszczy przechodziło. Stada kur, snujące się po podwórkach i dziobiące całymi dniami. Krowie placki. Piaszczyste drogi ze śladami po bieżnikach traktorów. Zboże, złote, wąsate, falujące na wietrze. I rżysko, ten jedyny w swoim rodzaju masochistycznie przyjemny masaż stóp, gdy się na bosaka chodziło po rżysku. I chłód stodoły, pełnej tajemniczych przyrządów do młócenia, stodoły z betonowym klepiskiem, schronienia na upalne sierpniowe dni, powoli zapełniającego się odurzającym zapachem siana.
Takie tam.
Teraz już nie ma takiej wsi, tej wsi z moich wspomnień z dzieciństwa. Na miejscu łąk powstały doraźne wysypiska śmieci i góry gruzu, strumyki wyschły albo zarosły rzęsą. Wykarczowano sady i pościnano drzewa. Trudno dostrzec w ogóle jakąś krowę. Bocianie gniazda stoją opustoszałe. Wdzięczne, drewniany domy zamalowano farbą olejną i ftalową albo pokryto sajdingiem. Nikt już nie hoduje kur, od tego są przecież fermy.
Wszystko zdziczało, zarosło, porzucono starania albo co gorsza podmurowano, ogrodzono i wyasfaltowano.
Nie mam odwagi się z tym konfrontować, z tym ostatecznym dowodem, że nie ma powrotu, do tego co było.














Żałuję tylko, że nie pamiętam zapachów. Całego tego bogactwa zapachów, przyjemnego i odrażającego, pół na pół. Czasem tylko, gdy na osiedlu skoszą trawę, wydaje mi się, że część mnie, gdy się zaciągnę, dryfuje na moment gdzieś w przeszłość.
Ale potem przypominają mi się outdorowe sraczyki i sentymentalizm mi nieco przechodzi ;)

środa, 20 sierpnia 2014

"Co wiedzą rośliny" - szokujące odkrycia naukowców ("What a plant knows")

Fascynująca lektura, oby tylko nie przyczyniła się do tego, że wegetarianie przestaną jeść cokolwiek ;)

"As I was planting my seasonal crop of tomatoes last month, a good friend (and my personal gardening guru) informed me that they liked their leaves rubbed, “like petting a pet’s ears,” which I received with equal parts astonishment, amusement, and mild concern for my friend. But, as Tel Aviv University biologist Daniel Chamovitz reveals in What a Plant Knows: A Field Guide to the Senses (public library), that might not be such a crazy idea after all. Plants, it turns out, possess a sensory vocabulary far wider than our perception of them as static, near-inanimate objects might suggest: They can smell their own fruits’ ripeness, distinguish between different touches, tell up from down, and retain information about past events; they “see” when you’re approaching them and even “know” whether you’re wearing a red or blue shirt; like us, they have unique genes that detect light and darkness to wind up their internal clock."

via Brainpickings [klik]

"Kiedy w zeszłym miesiącu sadziłem pomidory, mój dobry przyjaciel ( i osobisty guru ogrodniczy) poinformował mnie, że lubią one mieć pocierane liście, "no wiesz, tak jak się pieści uszy milusińskich". Przyjąłem tę informację zarówno ze zdumieniem jak i czułym zaniepokojeniem o mojego przyjaciela." Itd.
Jednak jak ujawnia biolog z Uniwersytetu w Tel Avivie Daniel Chamovitz w pracy Co wiedzą rośliny: Polowy przewodnik po zmysłach, nie jest to do końca takiż znowu szalony pomysł. Okazuje się, że rośliny posiadają sensualny słownik i to o wiele bogatszy niż mogłoby się wydawać nam, którzy uważamy je za nudne, nieruchawe obiekty. Rośliny czują zapach swoich owoców, rozróżniają różne rodzaje dotyku i magazynują informacje z wydarzeń, które już miały miejsce, 'widzą' gdy się do nich zbliżamy i 'potrafią' rozróżnić czy mamy na sobie czerwoną czy niebieską koszulę. Mają też unikalne geny odpowiedzialne za wykrywanie światła i ciemności, co oczywiście pozwala im nakręcać swój biologiczny, wewnętrzny zegar."
(Tyle tytułem mojego tłumaczenia - prawdopodobnie izraelski kaktus zrobiłby to lepiej ;)

Przejrzałam spis rozdziałów: co rośliny widzą, słyszą, czują, w jaki sposób roślina wie, gdzie się znajduje, co roślina pamięta.
Jest dużo gorzej niż myślałam.
Już nigdy nie będę sikać w krzakach! Nie z obawy że mi w tyłek wejdą kleszcze (to zawsze) ale że okoliczne paprocie dostaną traumy (skoro rozróżniają i pamiętają...). A jeśli kleszcze z paprociami mają jakiś tajny pakt i będą się aż do zgnicia naśmiewać z tej spasionej pełni, która na chwilę przysłoniła im świat? Aaaa. Dziękuję bardzo.


A tu wywiad w temacie z naukowcem
Do Plants think? Scientist Daniel Chamovitz unveils the surprising world of plants that see, feel, smell—and remember.... [klik]

środa, 13 sierpnia 2014

Bratki, brachu!

Bolesław Leśmian
Odjazd

Gdym odjeżdżał na zawsze znajomym gościńcem,
Patrzyły na mnie bratków wielkie, złote oczy,
Podkute szafirowym dookoła sińcem.

Był klomb i rój motyli, i błękit przezroczy,
I rdzawienie się w słońcu dojrzałej rezedy.
A gdy byłem już w drodze, sam nie wiedząc kiedy
I czemu - przypomniałem te oczy, przyziemnie
Śledzące mą zadumę i wpatrzone we mnie
Tym wszystkim, czym się można wpatrzeć
                                              w świat i dalej.
Co widziały te oczy, nim w tysiącu alej
Zginąłem, jedną chatę rzucając za sobą?
I czemu, z szafirową zawczasu żałobą
Patrzyły w ten mój odjazd poprzez zieleń rdzawą
Rezedy, co pachniała, przytłumiona trawą?
I dlaczego te oczy były coraz łzawsze?
Czy nie wolno nic nigdy porzucać na zawsze
I zostawiać samopas kędyś - na uboczu?
Czy nie wolno odjeżdżać znajomym gościńcem
I oddalać się zbytnio od tych złotych oczu,
Podkutych dookoła szafirowym sińcem?

Pawlikowska-Jasnorzewska Maria
Wściekłe bratki

Jeden z bratków, gorący i amarantowy,
patrzy mi prosto w oczy groźnie jak samuraj.

Cała grządka spogląda ciężkim wzrokiem sowy,
fiołkowa, granatowa, czerwona, ponura.

Ten niebieski już więdnie. Tamten żółty tetryk,
złośliwie i ze wstrętem marszczy nos wklęśnięty,
a jakiś bratek-siostra, w rzęsach na dwa metry,
łzę rosy liściem ściera z policzków wygiętych.

Największy brat, jak pasza w turbanie z fioletów,
z goryczą w dół opuścił pociemniałe wargi
wśród liści, obróconych ku górze sztyletów,
skąd dymna wilgoć róży paruje jak nargil.

Bez strachu groźną grządkę przebiegł szary pająk,
więc gniewają się, warczą kwiaty w złym humorze -
- O coś chciały zapytać. Oburzone wstają,
a wiatr im aksamitne nakłada obroże.

I znów patrzą w zmartwieniu pustem i jednakiem,
począwszy od tetryka, skończywszy na paszy -
Bratki! Wyszłyście z ziemi skrzywione niesmakiem.
Coś wam się nie podoba. Czy tam może straszy? 



A tutaj [klik] o właściwościach zdrowotnych bratka.
 

czwartek, 7 sierpnia 2014

Nad Wisłą

Wieczorem nad Wisłą barki i parki. Kwiat wpięty w skroń i rzeczna toń.


"Sierp księżyca przegląda błyszczący
Przez nadbrzeżne sitowia i trzciny,
Łódka płynie po fali milczącej -
Na niej chłopiec patrzy w twarz dziewczyny,
A ta główkę rozmarzoną skłania,
Czyniąc jemu dziwne zapytania"
(Adam Asnyk)

Cóż, miejmy nadzieję że nie o antykoncepcję ;)




Dansingów niestety brak. Są za to leżaki skierowane w stronę rzecznej bryzy i świetlistej korony stadionu. Albo świetlistego trójkąta Mostu Świętokrzyskiego. Muza płynąca z głośników.
W tle knajpa Kolor Niebieski.




Po drugiej stronie Wisły, innym razem, przyglądamy się dzikiemu nabrzeżu i zaległym na kocykach roznegliżowanym jednostkom ludzkim wielkości mrówek. Z perspektywy barierek Mostu Poniatowskiego samo narzuca się hasło: Prosimy nie karmić zwierząt! (bo zostanie tona opakowań).



Plaże nadwiślańskie cenne są, pamiętajmy:
"Według magazynu "National Geographic" warszawskie plaże są jednymi z najpiękniejszych na świecie. W podsumowaniu stworzonym przez pismo znalazły się w finałowej szóstce obok Kapsztadu, Paryża czy Sydney." [klik]