Historia o tyleż upojna, co krótka: z bloku do ogródka!

niedziela, 6 września 2015

Plaża nad Wisłą czyli letnia miejscówka pod filarem Mostu Poniatowskiego





























W zeszłym tygodniu wielokrotnie zabierałam się do odwołania tezy z poprzedniego posta, ale pogoda postanowiła przyznać mi rację. Dzisiaj wiało tak, ale tak wiało, że z głowy czapkę mi zerwało oraz tak, że w okularach falowały mi szkła (!). Oraz padało tak, że zapewne nad Wisłą nie ma już plaż wynikłych w dużych połaciach na skutek sierpniowych upałów, gdyż je zapadało do imentu. Potopiły się biedaczki.
Na szczęście blogowanie to nie pisanie pamiętniczka w czasie rzeczywistym, dlatego dziś wpominkowo rzucimy weekendowe plażowanie sprzed tygodnia. Edycja nadwiślana z zeszłego roku cieszy się dużym powodzeniem odwiedzalniczym, zapewne dzięki użyciu słów-kluczy, takich jak 'rzeczna toń'.

Plażowanie zaczynamy z prawej  strony Wisły obok Stadionu Narodowego.  Zwróćmy uwagę, że atrakcyjność tej letniej miejscówki jest całkowicie darmowa, na dalszym planie 'atrakcja' za którą przepłacono, nieco.









 Przewidziano nawet miejsce na meczyk siatkówki.

 Śniadanie może i na trawie ale nie ma jak podwieczorek na nadwiślańskiej plaży.



Rajska plaża normalnie, choć piasek pełen petów i brudu niewiadomego pochodzenia (siadanie w krótkich gatkach bez podklejki z szeleszczącej reklamóweczki grozi czymś paskudnym). Większość jednak profesjonalnie zaopatrzona w sprzęt kocykowo-parasolkowy. Im profesjonalniej, tym dalej of filarów mostu.
























A teraz w stronę zaplecza knajpiano-kibelkowo-placo-zabawowego w głębi eee lądu.



Zdjęcia wyglądające na lotnicze (hoho) robione oczywiście znad i sponad czyli z Mostu Poniatowskiego.

  Na środku mostu będąwszy złapałam w sieć migawki  kilka okazów panów wędkujących.



 Okazy rybne okazałe, pytanie tylko czy zdatne do spożycia bez późniejszych objawów w postaci wysypki.





Ten weekend był bez-duszny, wilgotny i markotny oraz niemal listopadowy, a zwłaszcza dzisiaj, fu.
Tymczasem choć od plażowania nad Wisłą minął tydzień, z butów nadal wysypują mi się pety... to znaczy piasek ;)

14 komentarzy:

  1. Świetne zdjęcia z nad i pod, z głębi i bliska, Ślady stóp, no i to całe petowisko... Pięknej jesieni Ci życzę, no i malin wciąż i wciąż.

    paaaa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 'Z nad' to chyba wyżej niż 'znad', a to by się zgadzało, bo to jednak tylko most był a nie paralotnia ;)

      Usuń
  2. Na zdjęciach "znad" widać dziesiątki dowodów na to, że potwory rzeczne istnieją i wychodzą na plażę, zostawiając ślady swych wijąco-płożących ciał. Być może to z powodu niskiego poziomu wody w Wiśle, którą to niedługo przestanie się nazywać rzeką, a zacznie - doliną... ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, hipsterstwo wypełzło i ewoluuje do stadium ultrahip ;)
      Co do poziomu wody to mamy różne zdania. Wypowiem się może jeszcze jak sprawdzę co i jak, bo MIĘ się na zdrowy rozum wydawało, że się podniósł jak padało (hej!)

      Usuń
  3. Prawie jak nad morzem...choć trochę inaczej, bo parawaników nie ma :)
    Fajne fotki z filaru, tzn lotu ptaka :))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z drugiego filaru! ;)
      W razie czego wiem już skąd skakać, jak emerytura nie wystarczy ;)

      Usuń
  4. Otóż właśnie, bez parawaningu?
    Słyszałam, słyszałam o tej miejscówce pod narodowym. I się nie ma co dziwić, że petów tyle, skoro dokumentacja fotograficzna wyraźnie pokazuje, że palą i kobiety i mężczyzny. I kto to ma sprzątać?Jakiś popielnik vel popielniczka był chociaż?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale co robić, gdy słońce pod Narodowym zachodzi? Pić, palić i samosie robić. No ale marmurowe popielniczki byłyby miłym prezentem od samorządu.

      Usuń
  5. No dobra, wszystkie zdjęciowe komplementy już są, więc napiszę tylko, że zgadzam się ze wszystkimi:) Będę szczery. Kocham Twoje miasto równie mocno, jak hodowcy ziemniaków, dziki, a te z kolei, kleszcze:) Szkoda mi jednak tych biedaków, którzy zmuszeni są do piknikowania w takich miejscach, bo innych nie ma. O konsumentach ryb w zalewie fenolowo-ściekowej (czyli, naturalnych dla Wisły, marynat) już nawet nie będę wspominał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pycha zalewa fenolowa, co ty chcesz od stolicznych kulinariów? Potrzymaj butelkę Coli na słońcu, a zrobi ci się formaldehyd (i wszystko będzie pasowało - kuchnia fu-sion ;)

      Widzę, że kochasz moje miasto równie mocno jak ja! Choć tak się składa, że chwilowo i dość przypadkowo jestem hodowcą dzikich ziemniaków (o czym donosiłam z mieszanką zdziwki i zacukania w poście ogrodniczym ;) więc uwaga na metaforyczne porównania!

      Usuń
  6. Podoba mi się ostatnie zdjęcie. Takie w stylu yin i yang.:)
    Jak widać ludzie wykorzystują wszystko.
    Ciekawe jakie związki powstają w takiej rybie po obróbce termicznej... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta łacha piachu (we wspomnianym przez ciebie odcinku) przypominała bardziej mocowanie kości udowej do stawu (...chociaż to na rzece było ;) Takie b.b.b. duże udo, udo Bijąse ;)

      Usuń
    2. Albo staw łokciowy. :))) Wystawiany przez okno w samochodzie celem ochłodzenia. Bo to wszak upały były. :)))

      Usuń