Lubię szyszki. Szyszkami (przynajmniej sosnowymi) można ściółkować grządki, gdyż są one bardzo inteligentne: pod wpływem ciepła się rozwierają, a pod wpływem wilgoci zwierają. Czyli kiedy trzeba nie przepuszczają ukropu, a innym znów razem właśnie przepuszczają deszcz. Ściółka samograj. No ale chwilowo to się wstydzę chodzić z siatą po osiedlu i zbierać te szyszki z trawnika obok śmietnika, z asystenturą panów woniejących a zbierających butelki i puszki. Może kiedyś.
A tymczasem pojechałam do znajomych i dostałam szyszkowe dary większej kubatury. Małe ekscelencje podarowały mi szyszencje, że tak powiem. Szyszki me widzę wielorne!
Miały te szyszki zawisnąć na przydomowym lilaku, w ramach umajania gumna. Może nawet zostać pomalowane? No ale jak to się często zdarza z koncepcjami różnymi: nie zawisły. Walały się po trawniku w oczekiwaniu na odpowiedni moment, który wielokrotnie przeleżałam w barłogu traw. Tymczasem trwało sobie Euro, a drużyna Polska nie dawała nam powodu do wstydu. Wszędzie wokół sportowe emocje. Idę sobie pewnego dnia na ogródek i co widzę? Ano ewidentnie widzę mecz rozgrywany odpodzianym orzechem.
Zatem na chybcika zorganizowałam eko-kibicowską martwą naturę ze zgrupowaniem szyszek.
Szybki przegląd walających się po obejściu piłek uzmysłowił mi braki stosownego asortymentu. Tenisowe są, chińskie dmuchane są, gumowe odbijane a nawet piankowe są, golfowe takoż, za to nożnej brak.... A tymczasem ziemniak wykiełkował, za co dostał czerwoną kartkę i kopa do kompostownika.
Po pewnym czasie jednak w zakamarkach pamięci otworzył się zakurzony folder. I rzeczywiście gdzieś między gratami piwnicznymi a grządkami malin znalazła się piłka nożna (co prawda w rozmiarze małej cysty i wypchana watą, no ale nie bądźmy purystami, chodzi w końcu o improwizowaną rozrywkę).
No to jedziemy, lepiej nie będzie.
A potem przyszedł czwartek, odpadliśmy z Euro, do domu po meczu wracałam na rowerze w siąpiącej mżawce i wszyscy po drodze byli smutni. Szyszki chwilowo ścieśniły łuski i zeszły mi z oczu, dla własnego dobra. I skończyły się ekokiboloaranże.
No tak bywa, że szyszki spadają na dalszy plan, bo coś tam, moje niestety zbutwiały...i tyle tego. Kiss
OdpowiedzUsuńI mają butwieć i rozkładać się, taki jest dalekobieżny plan.
UsuńBędzie coś innego, bizu!
Szyszków-ci u nas pod dostatkiem, może dostarczyć pod wskazany adres??
OdpowiedzUsuńEkokiboloaranże przednie, a można zapytać z kim to szyszki walczyli?
Zamawiam tonę :)
UsuńOstatecznie możesz w ratach z okazji każdej wizyty w stolicy, podczas której ugoszczę szejkiem z darów o-gródka. Deal?
Siur. Jeszcze uzgodnimy terminy dostaw i szafa gra!
UsuńUmajanie to fajny pomysł, ale mecz, a zwłaszcza stadion w pełnej obsadzie wymiata. Szkoda, że odpadliśmy.
OdpowiedzUsuńAno szkoda. A meczu jeszcze na żywo nie widziałam.
UsuńŚciółkowałam była i ja szyszkami leśnymi ale mnóstwo pod nimi było mrówek, no i podobno zakwaszają ziemię. Ale do umilania nadają się znakomicie.
OdpowiedzUsuńSkoro zakwaszają to pod maliny się nadają.
UsuńOraz jeśli się miewa tendencje do podsypywania popiołem,to szyszki mogą robić za równoważnik chemiczny.
To ja się chyba zakumpluję z szyszkami. Inteligentne, w gałę charatają, no i ta druga od lewej taka nawet ... niczego sobie, żeby nie napisać, że przystojna. PS. Jak już zaczniesz śmigać po Wawie (przepraszam, więcej nie będę się znęcał nad tym bohaterskim - było, nie było - miastem)z reklamówą pełną szyszek - wrzuć selfika:)
OdpowiedzUsuńFiglarne selfia w szyszcach nęcą! No ale póki co zachowam dla stoliczan swą krasawość ;)
UsuńW kategorii etui na nasiona szyszka wygrywa dizajny, trza przyznać.
Ostatnio, w lesie, zastanawiałam się nad tym, czy szyszki nie mogłyby służyć do masażu pleców:). Nawet zabrałam jedną ze sobą, w celu wypróbowania mojego pomysłu, jednakże eksperyment nie został przeprowadzony. Myślę, że będę musiała ponownie się za to zabrać:), szczególnie po tej nieszczęśliwej i bolesnej porażce, kiedy to innowacyjne, wymyślone przez Ciebie zastosowanie szyszek straciło sens:)
OdpowiedzUsuństara poszwa wypchana szyszkami świerka, kładziesz się na tym i wystarczy się lekko kołysać - naprawdę niezły masaż. Mam kumpla maniaka tego typu zabiegów i kiedyś mi pokazał.
UsuńBrzmi zdrowo! Jak jeszcze jakieś masochistyczne patenty, to dawaj znać ;)
UsuńZanim jednak dojdziemy do masażu pleców, to zaczęłabym od stóp.
Usuńczłowiek inteligentny się nie nudzi.
OdpowiedzUsuńPodchwytliwe, ale ostrożnie kiwam.
UsuńNa ściółkowanie szyszkami nie wpadłem... za to na ozdoby, owszem, piłek wala mi się po ogrodzie mnóstwo, razem z innymi gadżetami piłkarskimi.
OdpowiedzUsuńByle nie takimi szyszkogigantami. Ale wpadłam na jeszcze lepszy pomysł ściółkowy,że tak powiem autorski, o czym następnym razem.
UsuńWalać się po ogrodzie musi dużo tego i owego, inaczej jest przerażająco sterylnie i panuje mieszczański glanc.
Szyszki przed powieszeniem należy pociągnąć na niebiesko ;)
OdpowiedzUsuńMuszę się zmobilizować i zorganizować większą ilość, ale z lasu, takich bardziej ekologicznych, do wędzenia i do samowaru. :)
OdpowiedzUsuńWędzić szyszki? A smaczne? Zresztą, z majonezem to wszystko idzie zjeść ;)
UsuńSzyszunie!:) Przerabiasz szyszki na żelboyów?:)
OdpowiedzUsuńA tak. Chociaż akurat temu Ronaldo to bym bardzo dosłownie zaiplementowała szyszunię w zadek ;)
UsuńZ przyjemnością bym dołożyła drugą, hehe ;-)
Usuń