W zeszłym tygodniu wielokrotnie zabierałam się do odwołania tezy z poprzedniego posta, ale pogoda postanowiła przyznać mi rację. Dzisiaj wiało tak, ale tak wiało, że z głowy czapkę mi zerwało oraz tak, że w okularach falowały mi szkła (!). Oraz padało tak, że zapewne nad Wisłą nie ma już plaż wynikłych w dużych połaciach na skutek sierpniowych upałów, gdyż je zapadało do imentu. Potopiły się biedaczki.
Na szczęście blogowanie to nie pisanie pamiętniczka w czasie rzeczywistym, dlatego dziś wpominkowo rzucimy weekendowe plażowanie sprzed tygodnia. Edycja nadwiślana z zeszłego roku cieszy się dużym powodzeniem odwiedzalniczym, zapewne dzięki użyciu słów-kluczy, takich jak 'rzeczna toń'.
Plażowanie zaczynamy z prawej strony Wisły obok Stadionu Narodowego. Zwróćmy uwagę, że atrakcyjność tej letniej miejscówki jest całkowicie darmowa, na dalszym planie 'atrakcja' za którą przepłacono, nieco.
Przewidziano nawet miejsce na meczyk siatkówki.
Śniadanie może i na trawie ale nie ma jak podwieczorek na nadwiślańskiej plaży.
Rajska plaża normalnie, choć piasek
pełen petów i brudu niewiadomego
pochodzenia (siadanie w krótkich gatkach bez podklejki z szeleszczącej
reklamóweczki grozi czymś paskudnym). Większość jednak profesjonalnie
zaopatrzona w sprzęt kocykowo-parasolkowy. Im profesjonalniej, tym dalej
of filarów mostu.
A teraz w stronę zaplecza knajpiano-kibelkowo-placo-zabawowego w głębi eee lądu.
Zdjęcia wyglądające na lotnicze (hoho) robione oczywiście znad i sponad czyli z Mostu Poniatowskiego.
Na środku mostu będąwszy złapałam w sieć migawki kilka okazów panów wędkujących.
A teraz w stronę zaplecza knajpiano-kibelkowo-placo-zabawowego w głębi eee lądu.
Zdjęcia wyglądające na lotnicze (hoho) robione oczywiście znad i sponad czyli z Mostu Poniatowskiego.
Na środku mostu będąwszy złapałam w sieć migawki kilka okazów panów wędkujących.
Okazy rybne okazałe, pytanie tylko czy zdatne do spożycia bez późniejszych objawów w postaci wysypki.
Świetne zdjęcia z nad i pod, z głębi i bliska, Ślady stóp, no i to całe petowisko... Pięknej jesieni Ci życzę, no i malin wciąż i wciąż.
OdpowiedzUsuńpaaaa
znad*
Usuń'Z nad' to chyba wyżej niż 'znad', a to by się zgadzało, bo to jednak tylko most był a nie paralotnia ;)
UsuńNa zdjęciach "znad" widać dziesiątki dowodów na to, że potwory rzeczne istnieją i wychodzą na plażę, zostawiając ślady swych wijąco-płożących ciał. Być może to z powodu niskiego poziomu wody w Wiśle, którą to niedługo przestanie się nazywać rzeką, a zacznie - doliną... ;-)
OdpowiedzUsuńTak, hipsterstwo wypełzło i ewoluuje do stadium ultrahip ;)
UsuńCo do poziomu wody to mamy różne zdania. Wypowiem się może jeszcze jak sprawdzę co i jak, bo MIĘ się na zdrowy rozum wydawało, że się podniósł jak padało (hej!)
Prawie jak nad morzem...choć trochę inaczej, bo parawaników nie ma :)
OdpowiedzUsuńFajne fotki z filaru, tzn lotu ptaka :))))
Z drugiego filaru! ;)
UsuńW razie czego wiem już skąd skakać, jak emerytura nie wystarczy ;)
Otóż właśnie, bez parawaningu?
OdpowiedzUsuńSłyszałam, słyszałam o tej miejscówce pod narodowym. I się nie ma co dziwić, że petów tyle, skoro dokumentacja fotograficzna wyraźnie pokazuje, że palą i kobiety i mężczyzny. I kto to ma sprzątać?Jakiś popielnik vel popielniczka był chociaż?
Ale co robić, gdy słońce pod Narodowym zachodzi? Pić, palić i samosie robić. No ale marmurowe popielniczki byłyby miłym prezentem od samorządu.
UsuńNo dobra, wszystkie zdjęciowe komplementy już są, więc napiszę tylko, że zgadzam się ze wszystkimi:) Będę szczery. Kocham Twoje miasto równie mocno, jak hodowcy ziemniaków, dziki, a te z kolei, kleszcze:) Szkoda mi jednak tych biedaków, którzy zmuszeni są do piknikowania w takich miejscach, bo innych nie ma. O konsumentach ryb w zalewie fenolowo-ściekowej (czyli, naturalnych dla Wisły, marynat) już nawet nie będę wspominał.
OdpowiedzUsuńPycha zalewa fenolowa, co ty chcesz od stolicznych kulinariów? Potrzymaj butelkę Coli na słońcu, a zrobi ci się formaldehyd (i wszystko będzie pasowało - kuchnia fu-sion ;)
UsuńWidzę, że kochasz moje miasto równie mocno jak ja! Choć tak się składa, że chwilowo i dość przypadkowo jestem hodowcą dzikich ziemniaków (o czym donosiłam z mieszanką zdziwki i zacukania w poście ogrodniczym ;) więc uwaga na metaforyczne porównania!
Podoba mi się ostatnie zdjęcie. Takie w stylu yin i yang.:)
OdpowiedzUsuńJak widać ludzie wykorzystują wszystko.
Ciekawe jakie związki powstają w takiej rybie po obróbce termicznej... :)
Ta łacha piachu (we wspomnianym przez ciebie odcinku) przypominała bardziej mocowanie kości udowej do stawu (...chociaż to na rzece było ;) Takie b.b.b. duże udo, udo Bijąse ;)
UsuńAlbo staw łokciowy. :))) Wystawiany przez okno w samochodzie celem ochłodzenia. Bo to wszak upały były. :)))
Usuń