Historia o tyleż upojna, co krótka: z bloku do ogródka!

czwartek, 9 czerwca 2016

I po Irysach... oraz trochę o liliach i tygrysie

Jest w mojej dzielnicy takie osiedle pełne bloków, a przed każdym blokiem mini połeć ziemi, otoczona murkiem. Teraz już od gospodarza bloku zależy czy połeć będzie tylko połciem, gdzie psy sikają a lud rzuca pety, czy ogródeczkiem z bożej łaski, czy konkursową wystawą kwiatów sezonowych. 

























Jest taka jedna gospodyni w pewnym bloku, która jest znakomitą ogrodniczką. Widać to po kwiecistych efektach oraz po jej wypiętym zadku wystającym czasem z bujnych chaszczy (zaangażowanie ma różne oblicza;). Mieszkańcy bloku są zadowoleni, choć w obliczu marności połci straszących dookoła, zastanawiają się, gdzie tkwi tajemnica ogrodniczego sukcesu ich połcia. Na czym się ta bujność lęgnie, czym się ta chaszczość pożywia? Czy nie jest przypadkiem efektem podnawożenia lokatorami którzy nie płacili czynszu na przykład?
Gdy ostatnio przechodziłam tamtędy, na początku czerwca, na połciogrządce piękniły się irysy. Ich fioletowy kolektyw urozmaicono dawką pomarańczowych lilii (albo mnie poprawcie), która pasowała do równie energetyzującego kontenera na śmieci z Dubaju.
(Lub może - stwierdzam po namyśle - całkiem polskiego kontenera z napisem Dbaj (hmm).)


Uwielbiam zmysłowość irysów. Ich zmysłową rozwartość, nonszalancję porozrzucanych płatków, delikatny rysunek żyłek. No i te wąsy! Zawsze mi przed oczami stają zmysłowe obrazy Georgii O'Keffe.






















Irys ma w dowodzie inna nazwę: kosaciec.
Kosaćce dzielą się na żyłkowane (cebulowe, o wysokości ok. 20 cm) i bródkowe (kłącza, dochodzące do 90 cm w wersji standardowej albo 10-20 cm wersje mini). Kosaćce żyłkowane kwitną w marcu i kwietniu, a bródkowe w maju. Biorąc jednak obecne anomalie klimatyczne pod uwagę (patrz: smętniawa) wszystkiego można się spodziewać. Choć nadal krótko.
We wrześniu będę musiała pomyśleć o posadzeniu kilku cebulek.

Lilije też ujdą. A nawet przemyśliwam czy mi się w koncepcji opłatkowania bardziej nie widzą. Bo te sterczące jak sztylety sztywne liście irysów... Oraz te przaśne barwy liliowe bardziej mnie pobudzają niż efemeryczność adwentowych fioletów. Niestety lilie się sadzi na wiosnę, zatem przypominanie sobie w środku lata (czyli teraz, tak, tak) że to coraz bardziej popularny gatunek i może bym tak wygospodarowała jakiś słoneczny połeć... jest kijka warte.
Opisy internetowe pozostawiają wiele do życzenia - Wiki podaje np że lilia biała, czyli najpopularniejsza, jest efemerofitem, a pozostałe są gatunkiem uprawianym. Serio? A który nie jest. Zapamiętajmy jednak to pojęcie (efemerofit to zawleczony gatunek obcy), bo to zawsze tak elokwentnie w czasie spaceru wspomnieć że "Och, jaki piękny efemerofit, nieprawdaż, Krystyno?'.



Obecnie irysów brak. Szczezły, uschły, zanikły. Nie dziwota, skoro pora ich kwitnienia przypada zasadniczo na maj. Już na rozkwit czekają inne gatunki.
Czy to nie jest niejakim marnotrastwem natury wystawiać taki spektakl na tak krótko? No nie wiem.


 I jeszcze coś takiego sterczało. Zapomniałam co, ale życzliwi mi doniosą zapewne.

A teraz po raz ostatni wrócimy do tematu sztucznych kotków  i/oraz polecimy wierszem
Bo zapomniałam dodać, że miałam kiedyś, przed remontem mieszkania, takiego otóż sztucznego tygrysa, zawadiacko wyklejonego przy drzwiach. W celu by straszył wchodzące (potencjalnie) myszy. 
Na zdjęciu widzimy ostatnie już tchnienia tygrysa, którego odkurzacz odposażył z łap.


























Gdyby tygrysy jadły irysy
Wanda Chotomska

"Gdyby tygrysy jadły irysy,
to by na świecie nie było źle,
bo każdy tygrys
irysy by gryzł,
a mięsa wcale nie.

Jakie piękne życiorysy
miały wtedy by tygrysy!
Z antylopą mógłby tygrys
iść do kina
i irysy by w tym kinie
sobie wcinał.

Mógłby sobie wziąć irysów
pełną teczkę
i wyruszyć z owieczkami
na wycieczkę.

Mógłby pójść na podwieczorek
do gazeli,
gdzie na pewno by serdecznie
go przyjęli.

Każdy kochałby tygrysy
i do wspólnej prosił misy,
i z radości każdy chodziłby na rzęsach –
gdyby tygrysy jadły irysy zamiast mięsa.

Tylko jest kwestia,
że taka bestia
straszny apetyt zazwyczaj ma –
zapas irysów
w paszczach tygrysów
zniknąłby w ciągu dnia.

W sklepach byłyby napisy:
„Brak irysów przez tygrysy”.
Człowiek musiałby w ogonku
stać i czekać,
i nie dostałby irysów
ani deka.

Mógłby pisać w książkach życzeń
i zażaleń,
i wyjść z siebie, i z powrotem
nie wejść wcale.

No a gdyby obok siebie
musiał sterczeć,
to instynkty miałby człowiek
wprost krwiożercze.

Każdy z zemsty za irysy
powygryzałby tygrysy
i ze złości nie zostawił ani kęsa –
gdyby tygrysy jadły irysy zamiast mięsa."


 Możliwe, że poetka miała co INNEGO na myśli, ale to nie jest blog kulinarny ;)



25 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. No właśnie, łubin! Takie smutne czasy nastały, że tylko łubin sterczy, eh.

      Usuń
  2. No przecie o cukierki jej chodziło :)) U mnie irysy jeszcze kwitną, a 90% lilii zeżarł nie tygrys, a karczownik ziemno wodny, chomicza jego mać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nie dało rady wyciąć tygrysa z pisemka i liliom przywiesić? Żarty żartami,lecz współczucie szczere. Człowiek w młodości hodował z pietyzmem chomiki, a nie sądził że mu potem owego kuzynostwo zszarga koncepty ogrodnicze, eh.

      Usuń
  3. Sprostowanie: w bordo to liliowiec. Tygrysiego koloru -lelija.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czujne oko wypadło i potoczyło się po grządce... ;)
      Zakonotuję, senks.

      Usuń
  4. Piękne kwiatowisko.:) Widzę, że wszystko już jest napisane o tym co jest co, to ja nie muszę.:)
    Czy irysy - cukierki to jeszcze są?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W kwestii cukierasów: nie napotkałam. Tylko raczki, kukułki i kasztany - z tych przyrodniczo nazewniczych.

      Usuń
  5. Piękny kwiecie, miejsce... u mnie irysy właśnie przekwitają i czosnki, czekam na róże, bo peonie też już opadły :* kisses

    Gratulacje dla ogrodniczki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tymczasem u mnie zakwitł rododendron... nic mnie już nie zdziwi ;)
      Już po czosnkach? Smutek.

      Usuń
  6. Choć nie jestem kwiatkowy, to kosaćce (bo irysy, niekoniecznie) akurat lubię. Co prawda przegapiłem nadbiebrzańskie, fioletowe syberyjskie (mięty też sklerotycznie nie pozyskałem), ale coś tam jeszcze po warmińskich lasach się żółci (syberyjskich nie mamy). PS. Szacun dla tigera!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja za to w lasach Żyrakowskich topiłem się w kosaćcach żółtych... ech ta natura ;-)

      Usuń
    2. No faktycznie, jeśli żółte, to kosaćce - lepiej brzmi :)
      Też bym się w nich utopiła, ale co na łonie lasu wypada, to na połciu przyblokowym już nie bardzo.

      Usuń
  7. Olej miasto jedź do lasy i na łąki - tam aż wszystko szaleje...

    OdpowiedzUsuń
  8. Gdzieś mam w rodzinnym archiwum dyplom za ukwiecenie "swojego terenu", z czasów kiedy robiłem za ciecia. Ale to było jeszcze w czasach słusznie minionych. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Przegapiłem irysy w tym roku... Ja na łąkę a tam już po zabawie :/ Cieszę się że komuś udało się zdążyć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie da rady być ze wszystkim na bieżączce. Zawsze się coś przegapia. Ja od lat przegapiam np takie chabry mimo że to moje ulubione kwiaty polne.

      Usuń
  10. To taki pozytywny miejski wandalizm, tak to nazywali gdy razem z wnusiem wtykaliśmy ziarna słonecznika w każdy skrawek ziemi po drodze do jego przedszkola.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesteście słonecznikowymi partyzantami, gut!
      Może w przyszłym sezonie posuniecie się dalej i zaczniecie wtykać cebulki? ;)

      Usuń
  11. Przeczytawszy wszystkie powyższe komentarze zapomniałam, jak się nazywa ten przywleczony obcy! I jak się teraz przed koleżeństwem wykazać, no jak? ech!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z moich doświadczeń wynika, że przed koleżeństwem można się wykazać następująco: gotując, piekąc, opowiadając dowcipy lub użyczając dachu do gry w golfa ;)
      Erudycja przyrodnicza nie wadzi, ale i punktów zbytnio nie przysparza ;)

      Usuń
  12. Sterczące, to łubin trwały :D A "Tygrysy" to mi Babcia kupiła w kiosku Ruchu: pocztówkę dźwiękową z dołączoną książeczką - cudownie trzeszczało przy słuchaniu - dziś już tak nie trzeszczy :DDDDDD

    OdpowiedzUsuń
  13. Sterczące, to łubin trwały :D A "Tygrysy" to mi Babcia kupiła w kiosku Ruchu: pocztówkę dźwiękową z dołączoną książeczką - cudownie trzeszczało przy słuchaniu - dziś już tak nie trzeszczy :DDDDDD

    OdpowiedzUsuń